Odczarowanie tematyki piwnych grzańców
Które zdecydowanie nie mają dobrego marketingu w Polsce. Zasadniczo sprowadza się to do „wziąć najtańsze piwo (bo nie szkoda), podgrzać, dosypać gotowej mieszanki i koniec”. I jest to błędne podejście. Pamiętajcie, że wszystkiego dotyczy zasada SISO- Shit In, Shit Out. Biorąc nędzne składniki, efekt końcowy będzie również nędzny.
Dlatego zróbmy bardziej wysublimowaną wersję. A skoro dzisiaj obchodzimy Baltic Porter Day to baza piwna wydaje się oczywista.
Bałtyckoporterowodniowy Grzaniec
– 0,5l porteru bałtyckiego
– 20ml Cointreau
– 20ml Maraschino
– 20ml biały rum
– 3D Angostura Orange
– 3D Angostura
– 5D Fee Brothers Aztec Chocolate Bitters
– jedna łyżka miodu wielokwiatowego (lub innego źródła cukru)
– przecier z czarnej porzeczki
– goździki, gałka muszkatołowa, imbir, ziele angielskie, kolendra, cynamon (wg uznania)
Sposób przygotowania:
Porter podgrzewamy do temperatury wg własnego uznania, absolutnie nie do wrzenia. Ma być na tyle ciepły, żeby można było spokojnie od razu po zdjęciu z palnika wypić oraz żeby roztopił się miód. I teraz uwaga – zamiast miodu możemy użyć syropu klonowego, syropu z agawy itp. Następnie dodajemy całą resztę składników, mieszamy i gotowe do serwowania. Osobiście z przyprawami bardziej poszedłem w stronę goździków, gałki muszkatołowej i imbiru.
I znowu – portery bałtyckie bardzo lubią likiery owocowe. Będziecie chcieli zastąpić Cointreau albo Maraschino innymi? Śmiało. Chcecie dodać kawy, kakao albo wanilii? Śmiało. Zamiast białego rumu wolicie dodać inny destylat? Nie ma problemu. Trzymajcie się tylko proporcji, a będzie dobrze ;)
Wygląd: jak na zdjęciu powyżej.
Aromat: nuty porteru, czekolady, pomarańczy, trochę orzeszków coli (zasługa bittersa od Fee Brothers), użytych przypraw. Do tego miód, lekka kwaskowatość porzeczki i słodkie czerwone wiśnie.
Smak: Na dzień dobry porter, ale to jest tylko jedna z części składowych. Cointreau, Maraschino i rum są idealnie wplecione w profil. Miód podbija słodycz, kwaskowatość porzeczki z kolei przyjemnie ją kontruje. Przyprawy dobrze wyczuwalne, w mojej wersji zdecydowanie goździk, gałka muszkatołowa i imbir. Bittersy to już ostateczny sznyt. Na finiszu pozostaje paloność i czekolada.
Jako, że w teorii mamy zimę to zdecydowanie polecam takie eksperymenty.