piwo wybitnie kojarzące mi się z moimi piwnymi początkami
„Kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów”. Mniej więcej tak rozpoczynają się różne historie jak to kiedyś było lepiej a teraz to już niekoniecznie. W przypadku piwa trzeba mieć w sobie bardzo dużo złej woli, żeby coś takiego powiedzieć. Aktualnie możemy przebierać z miliarda różnych gatunków, odmian, hybryd i czego tylko dusza zapragnie. Nie mówiąc o błyskawicznym przenoszeniu zagranicznych trendów na polski rynek.
Natomiast nie będę ukrywał, że zabawnie wspomina się czasy, kiedy po amberowskiego Koźlaka musiałem jeździć z Ursynowa na bazarek przy Polnej, gdzie w sklepie „Piwa i alkohole świata” zdarzały się dostawy. Wielki to był dzień, kiedy w monopolu Zulu Gula przy pętli Natolin Północny również się pojawił. Dodatkowo malowane butelki miały swój niezaprzeczalny urok. Pewnie dlatego zostały przez inny browar zwyczajnie podrobione. Zabawne czasy.
Jak przedstawia się piwo?
Piana: Bujna, drobno i średniopęcherzykowa. Wolno opada znacząc szkło. Kremowa.
Barwa: Pamiętam jakie wrażenie zrobiło na mnie lata temu, że piwo może mieć taką barwę. Piękny, głęboki rubin. Klarowny, że aż świeci.
Aromat: Solidna słodowość z dużą dawką melanoidyn, karmelu, suszonych rodzynek, biszkoptów i pieczywa graham. W tle delikatna chmielowa metaliczność. Fermentacja czysta, z delikatnymi estrami i owocowym utlenieniem. Po ogrzaniu wyczuwalna jest lekka paloność i czekoladowa nuta.
Smak: Pierwszy akord to średnio wysokie wysycenie, średnia pełnia i przyjemna słodowość. Podobnie jak w aromacie – karmel, melanoidyny, lekka ziarnistość. W drugim bardzo wyraźne rodzynki i orzechy, lekkie owocowe estry, słodka wiśnia i suszona morela. Już na tym etapie pojawia się delikatna, mleczna czekolada. Finisz z lekka palonością, przyjemny, wytrawny, elegancko zbalansowany. Goryczka niska, alkoholowo-chmielowa. Metaliczność zdecydowanie bardziej wyczuwalna w aromacie niż w smaku.
Nie będę ukrywał, że mam sentyment do tego piwa. Pamiętam jak na studiach kumpel zapytał czy rzeczywiście jest rubinowe, bo w sumie to on zawsze je pił z butelki i nie wie. Czy jest to piwo, które cokolwiek urywa? Absolutnie nie. Natomiast jest bardzo porządne. Zresztą ja osobiście przepadam za koźlakami. Jedyne czego bym sobie życzył to żeby Browar Amber w końcu zrobił koźlaka podwójnego z tymi 18% ekstraktu, jeżeli nie chcą Koźlaka podciągnąć do 16 czy 16,5% ;)
Jak wyglądał mój plan?
Ser i mięso. A skoro Koźlak, to warto iść tropem lekko diabelskim.
Dlatego wybrałem Diabolo Gourmet, wytwarzany z niepasteryzowanego mleka szwajcarski ser półtwardy z kantonu St. Gallen. Z kolei w ramach protein pojawia się suszona polędwica wieprzowa, zacnie a mocno przyprawiona.
Diabolo Gourmet
Wygląd: piękna barwa starej kości słoniowej, nieliczne dziurki wielkości ziarnka grochu. Przyjemnie się łamie.
Aromat: Mleko, miód wrzosowy, śmietanka, lekko przywodzi na myśl ostre papryczki.
Smak: Nieliczne wyczuwalne ziarna. Początkowa śmietankowość i mleczność, podszyta słodkimi miodowymi nutami, bardzo szybko ustępuje miejsca pikantności, ostrości, która dość mocno podrażnia język i usta. Dodatkowo pojawiają się nuty stajenne, krowie.
Wiadomo skąd wzięła się nazwa. Niby nie wygląda, a jednak ma pazur.
Polędwiczka
Wygląd: Koń jaki jest każdy widzi. W tym wypadku suszony wieprzek.
Aromat: Suszone mięso, zioła prowansalskie, ostra papryka, chili.
Smak: Mnóstwo umami, sól, mięsność. Dosłownie po 2-3 sekundach pojawiają się przyprawy, najpierw w swojej ziołowości, następnie przechodząc w nuty pieprzne, pikantne i chili. Zadziwiająco ostre jak na „cywilny” produkt spożywczy.
Sugerowana kolejność i dlaczego to działa?
Trochę mało tradycyjnie – mięso, ser, piwo. Pikantność mięsa jest lekko podtrzymana, ale i gaszona przez ser. Następnie piwo dalej niweluje pieczenie, a jednocześnie kontynuowane są ciemne nuty aromatyczne a umami wspaniale współgra z karmelowymi słodami.
Polecam wrócić od czasu do czasu do klasycznych piw.