Miałem po prostu zrobić obiad na dwa dni, a wyszło jakby inaczej ;)
Co do samego wyboru piwa nie ma tutaj większej historii. Cenię zarówno piwa Siren jak i Cigar City. Akurat był cały komplet kooperacyjnego na półce, stwierdziłem że wezmę wersję Barrel Aged i sobie spokojnie poczeka w lodówce na swoją kolej. Czyli zanim czegoś sensownego nie wymyślę pod to konkretne piwo. Nie sądziłem, że zajmie to raptem dwa dni.
Przepiękna jest ta puszka. Na zdjęcia tego aż tak bardzo nie widać, ale jest satynowana i w dodatku ma wyczuwalną pod ręką fakturę.
Jak się zatem przedstawia ta część foodpairingowego kompletu?
Piana: Początkowo bujna, drobnopęcherzykowata. Brązowa, średnio trwała. Opada do wianuszka i znaczy szkło.
Barwa: Kruczoczarne, nieprzejrzyste.
Aromat: Czuć wkład własny Cigar City, mamy tutaj typowy sznyt amerykańskich solidnych RISów BA. Od razu na piękny początek historii nuty bourbonu. Lekko kwaskowate, waniliowe, karmelowe. Beczkowe delikatne nuty waniliny. Po momencie pojawia się mnóstwo czekolady, zarówno słodkiej jak i gorzkiej, kakao, kawa z mlekiem. Karmelowe nuty słodowe. Brak chmielu. W tle czai się lukrecja. Aromat generalnie słodki, natomiast przyjemny i w swojej słodyczy zbalansowany różnymi nutami i niuansami.
Smak: Pierwszy akord to wysoka pełnia, średnie wysycenie i solidna oleistość. W drugim brzmią kwaskowatość od bourbonu, wanilina i wanilia, czekolada, kawa, kakao, laktoza. Lekkie owocowe estry, walczą o uwagę pod całą warstwą słodową i beczkową. Dużo się dzieje, ale zarówno po stronie beczki, nut destylatu jak i warstwy słodowej. Finisz wytrawnie czekoladowy, lekko kwaskowaty, z goryczką głównie z palonego słodu i ziarna.
Piękne piwo. Ale jednocześnie z tyłu głowy miałem odczucie, że już wielokrotnie podobne piwa piłem z różnych amerykańskich browarów. Natomiast nie jest to nic złego, bo jest to naprawdę fachowa piwowarska robota i bardzo wysoki poziom. Warto kupić i spróbować.
To miało być po prostu jedzenie na kilka dni. Ale po wrzuceniu zdjęcia z marynowania łopatki wołowej na fanpage okazało się, że jest potrzeba rozwinięcia tematu. Zatem w przyszłym tygodniu pojawi się i przepis. A na razie wracamy do połączenia ;)
Pita z szarpaną wołową łopatką, cheddarem, goudą, jalapenos, czerwoną ostrą papryczką nieznanego pochodzenia i domowej roboty quasi-mole. No i pomidorek, niech będzie.
Pachnie mole, mięsem i pomidorem. Ogólnie trafiły mi się fantastyczne pomidory. Trochę w tle papryczki.
Smak – eksplozja. Tu się dzieje tak wiele, zarówno w teksturach jak i w smakach. Pierwsza jest skrobia z pity. Następnie wchodzi mole razem z mięsem – tamaryndowiec, imbir, ciemne nuty przypieczenia i porteru, czekolada, orzeszki ziemne, słodka śliwka, cynamon. Od groma smaków, można siedzieć i się zastanawiać co tutaj jeszcze jest. Potem dają znać o sobie papryczki jalapeno i czerwone chili oraz ostry sos Frank’s (nie mogłem sobie odmówić). Na samym końcu pojawiają się przypieczone sery.
Piwo idealnie gasi pikantność, podbija nuty czekoladowe całości. Z kolei cynamon, imbir i tamaryndowiec doskonale wzbogacają bukiet piwa o nuty przyprawkowe i korzenne, idealnie idące w parze z nutami leżakowania w beczce po bourbonie. Prażone orzeszki ziemne współgrają z warstwą słodową, natomiast śliwka z estrami.
Uwielbiam robić takie połączenia. Są wymagające, dzieje się dużo zarówno w samym piwie jak i w daniu. A po połączeniu – cóż. Ma się ochotę na więcej, więc prędko zanim zorientujemy się, że to bez sensu ;)