Home Piwo Hasselt Jeneverem słynie

Hasselt Jeneverem słynie

by Michał

z wizytą w przybytku alkoholowej historii


I to nie byle jakim, bo Narodowym Muzem Jeneveru. Jeżeli trunek zasługuje nie tylko na muzeum, ale wręcz na status narodowego to już wiadomo, że będzie stała za tym ciekawa historia. I to łącząca się z piwem.


Sam jenever nie jest popularny w naszym pięknym kraju. W sumie trudno się dziwić, gin jednak okazał się większym sukcesem komercyjnym. Szczególnie w przypadku drinków. Większość ziołówek to już zdecydowanie smaki nabyte i nie każdy jest w stanie je zdzierżyć.


Produkcja ograniczona jest tradycyjnie do Holandii, Belgii, dwóch francuskich prowincji i dwóch niemieckich landów. Produkt chroniony i takie tam historie. Plus rozszerzenie o wersję „starą” i „młodą”. Brzmi znajomo?


Kolejny piwny aspekt – początkowo był to destylat z wina słodowego. Technologia nie była w tym czasie szczególnie dopracowana, w związku z czym „dosmaczany” był różnymi ziołami o charakterze na tyle agresywnym, by móc zagłuszyć wszystkie fuzle i niedoskonałości. I tutaj na scenę wchodzi jałowiec. W końcu zdrowy, a i nie najgorszy smakowo. Tak oto powstał oude jenever.


Narodziny wersji jonge były możliwe dzięki dopracowaniu technologii destylacji, dającej już bardzo czysty produkt końcowy. Różnica jest zarówno w użytych surowcach jak i produkcie końcowym. O ile oude jenever powstaje zawsze ze słodu i jest dosyć ciężkim trunkiem, tak jonge nie zawiera więcej niż 15% wina słodowego, a reszta to standard w gorzelnictwie – melasa, niesłodowane ziarno, różne postacie cukru.


Co nam to zmienia w smaku? Nie zdarzyło mi się przed wizytą w muzeum pić jenever. Więc wyobraźcie sobie, że ostatnią stacją jest rustykalna knajpa z kilkudziesięcioma markami jałowcówki. Niby od przybytku głowa nie boli. Jonge to praktycznie wódka jałowcowa. Krystalicznie czysty trunek z lekkimi tylko posmakami tej przyprawy. Natomiast, jak zawsze w alkoholowych tematach, zabawa zaczyna się przy wersji starej. Tu już mamy barwę od jasnej aż po pomarańczową czy brunatną. Część producentów leżakuje swoje wyroby w dębowych beczkach. Aromat w zależności od marki będzie się różnił, ale mamy jałowiec, potężną słodowość, słodycz, czasami skórkę pomarańczową, wędzoność czy drewno. Serwowanie w typowym kieliszku likierowym daje pewne pojęcie o tym, czego możemy się spodziewać.


Jeszcze ostatnia kwestia piwna na koniec – w końcu to Belgia. Nie ma możliwości, żeby nie pojawiły się zwyczaje związane z jeneverem i piwem. Jasny lager stał się swoistą popitką do najmocniejszych wersji jeneveru i dobrali do tego piękne nazwy: „strzał z dyńki” oraz (bardziej nam już znane w edycji zgermanizowanej) „łódź podwodna”.


Niby miało być mało tekstu i dużo zdjęć, ale będzie dzisiaj więcej tekstu i dużo zdjęć. Temat przyjemny to i trochę napisać można. Jeżeli nie boicie się ziołówek, a Jagermeister wchodzi jak cola – przy najbliższej wizycie w jeneverowych okolicach warto ściągnąć sobie butelkę. Natomiast jeżeli będziecie w Hasselt to polecam udanie się do Nationaal Jenevermuseum na Witte Nonnenstraat 19, autentycznie warto.

 

Jak myślicie, co to za pomnik?
Trzeba zbadać jak wygląda półka w środku.
Ziarniak rozstąp się, ukaż bielmo.
A zacieranie działa tak.
Kapitalny pomysł, różne wzorce sensoryczne. Od poszczególnych frakcji destylacji aż po różne destylaty.
Różne frakcje destylacji.
Wszędzie faszyzm ;)

Może Ci się również spodobać

Cześć! Moja strona używa ciasteczek w celu bezproblemowego jej działania. Podejrzewam, że nie jest to dla Ciebie problemem, natomiast w każdej chwili możesz je wyłączyć z poziomu przeglądarki. Akceptuję Więcej informacji