przyczynek do dyskusji na temat granicy wymądrzania się
W zasadzie dzisiaj miał pójść inny wpis, ale uważam że niektóre kwestie należy rozwiązywać jak najszybciej. Jak już wyfruną w świat to pozamiatane i jak to mówią mieszkańcy Albionu „damage is done”.
Tekst jest polemiką z wpisem Bartka Nowaka pt. „Czy polski craft kisi się we własnym sosie?”.
„(…)Wszystkie one, choć Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa najmniej, mają jedną wspólną cechę: adresowane są głównie do ludzi, mniej lub bardziej, ale jednak znających się już nieco na piwie.”
Argument sortu „wszystkie targi (wstaw jakąkolwiek branżę lub dziedzinę) adresowane są do ludzi, mniej lub bardziej, ale znających się nieco na (powtórz daną branżę lub dziedzinę)”. To trochę jakby czepiać się producentów i importerów motocykli, że wystawiają się na imprezach motocyklowych, gdzie przychodzą ludzie zainteresowani jednośladami zamiast np. na Gminnym Święcie Chleba w Woli Radłowskiej. Nikt przecież nie powiedział, że nie będzie tam nikogo zainteresowanego nowym Ducati Scramblerem zamiast dotychczasowej wysłużonej emzetki.
Akapit o wyszydzaniu imprez – kto wyszydza? Browary? Jakoś nie zauważyłem w oficjalnej komunikacji nigdzie. Prędzej blogerzy.
„Może warto otworzyć się nie tylko na znajomych i fanów już w piwie zakochanych, ale też na ludzi, którzy wciąż tkwią w koncernowym klinczu, a którzy być może chętnie spróbowaliby czegoś nowego, tylko nie wiedzą, że to istnieje, albo gdzie tego szukać.”
Można też domalować sobie do logotypu czerwony krzyż i zacząć współpracę z PAH w ramach programu pomocy wychodzenia z piwa koncernowego.
Naprawdę nie rozumiem skąd ta troska o „tych biednych ludzi pijących piwa koncernowe”. I coraz częściej przypomina mi to podejście wojujący weganizm. Piwa z browarów koncernowych stanowią w tym momencie ponad 90% rynku, wątpię żeby browary rzemieślnicze, regionalne i restauracyjne przekroczyły w przewidywalnym horyzoncie czasowym 10% udziału. Mam od groma znajomych pijących zarówno „koncerniaki” jak i piwa rzemieślnicze i nie widzę powodu, by kogokolwiek zbawiać na siłę. Być może dlatego, że siedzę już w tej branży od dekady i okres bycia neofitą mam za sobą.
„Pewnie mało kto wie, ale w ubiegły weekend, równo z Beer Geek Madness odbyły się w Łodzi Targi Piw Regionalnych Piwowary. „
I na tym w zasadzie powinno się skończyć artykuł. Skoro mało kto wie to po co jechać? Zresztą nie ukrywajmy – Beer Geek Madness jest imprezą naprawdę potężnego kalibru i sporym wydarzeniem na rodzimym rynku piwa rzemieślniczego.
„Mało tego, klientów ze sporym potencjałem lojalnościowym, a nie takich, co to spróbują piwa tylko raz, podczas premiery i jeszcze fukną, że niedobre.”
Wróżenie z fusów, równie dobrze mogą to być klienci, którzy spróbują piwa z ciekawości, powiedzą że „dobre i ciekawe” a następnie wrócą do piwa 3-4x tańszego.
„Jestem wręcz zdumiony, że na tak dużą ilość nowych inicjatyw tzw. rzemieślniczej nowej fali, rękę po tych ludzi wyciągnęły tylko dwie: Jan Olbracht z Piotrkowa Trybunalskiego i Browar Bednary. (…) Pytanie tylko: czyja to wina?”
Zapewne terminu i BGM? Ile polskich browarów rzemieślniczych ma na tyle kapitału i możliwości by postawić dwa stoiska w dwóch różnych miejscach Polski w tym samym terminie? Dodatkowo przyjemnie jest, jeżeli na imprezie pojawiają się najlepiej właściciele i piwowarzy? No właśnie.
„I tu dochodzimy do sedna sprawy, mianowicie do roli browarów rzemieślniczych. Czy powinna się ona ograniczać tylko do robienia piwa dla beer geeków, ad hoc, byle tylko znów sypnąć jakąś nowością? (…) Przecież w końcu to one mają w tym największy interes.”
Jak to jest, że najwięcej do powiedzenia na temat czyjejś działalności mają osoby, które nie mają absolutnie ku temu żadnych podstaw? Może należałoby odwrócić pytanie i zadać je sobie samemu – gdzie tkwi błąd w mojej logice, że 12 browarów rzemieślniczych było we Wrocławiu zamiast w Łodzi?
„Może warto wyściubić nos spoza swojej norki i dostrzec na przykład, co zaczynają robić koncerny.”
Też ciekawe, punkt widzenia zależy od postawionej tezy. Jak koncerny „kopiują” rzemieślników to jest wielki rejwach, gewałt i śmiech. A teraz nagle podejście jest w punkt.
„Za chwilę to one będą edukować ludzi swoją ofertą „piw rzemieślniczych” na tych wszystkich „wieśniackich” jarmarkach i festynach. Już zaczynają robić to w telewizji. A może nawet zrobią swoją imprezę.”
Zakładam, że Niebo nie spadnie nam na głowy a Ziemia nadal będzie krążyć wokół Słońca.
„Już widzę tę kolejną falę drwin i szydery, z której pewnie jak zwykle nic nie wyniknie, a sztandary piwnej rewolucji dalej będą nieśli ci, którzy nie powinni tego robić.”
Koniecznie powołajmy komisję przyznawania buławy i sztandaru piwnej rewolucji zanim wpadną w niepowołane ręce.
Słuchajcie, taka moja mała prośba – nie dajmy się zwariować. Browary rzemieślnicze mają prędzej problem ze zbyt małą ilością piwa niż w drugą stronę. Dodatkowo mamy taki etap rynku, że po prostu fizycznie nie da się być w każdym możliwym miejscu. Można oczywiście wysyłać piwo i załatwić sprawę „zdalnie”. Fajnie jest jednak móc się spotkać ze „spijaczami” swojego piwa i wymienić chociażby i parę zdań. Dla mnie jako piwowara bardzo cenne są uwagi osób, które mają rozeznanie zarówno w rynku polskim jak i zagranicznym i potrafią wypunktować to co im się podoba w piwie jak i nie. W tym miejscu wielkie dzięki dla wszystkich, z którymi udało mi się pogadać we Wrocławiu.
Nie można też pominąć aspektu finansowego. Wbrew wierzeniom niektórych rzmieślnicy nie powymieniali wszystkich klamek w domach na złote, a każdy wyjazd wiąże się ze sporymi kosztami. Tym bardziej wyżej przedstawione zarzuty wydają się nietaktowne. Ja nikomu nie mówię jak ma prowadzić swoją działalność. W najbliższym czasie nastąpi po prostu zwykła i naturalna ewolucja rynku, a każdy – tak twórca jak i konsument – będzie miał możliwość wyboru najbardziej atrakcyjnej i ciekawej opcji. I tego wszystkim życzę.