Home Piwa Wylewam pieniądze do zlewu

Wylewam pieniądze do zlewu

by Michał

żebyście sami nie musieli tego robić


Aktualnie rynek piwny w Polsce przeżywa wyjątkowo żywiołowy rozkwit. Nic więc dziwnego, że ściągane są do kraju różne wynalazki, jak również są takie i u nas warzone. Większość zazwyczaj omija się szerokim łukiem, natomiast czasami diabeł podkusi i szarpniemy się na coś, eufemistycznie ujmując, niestandardowego.


Tylko potem głupio się przyznać, że piwo za większe pieniądze zostało po dwóch łykach bezpardonowo zlane do kanalizacji. Są granice brawury i nie ma co się zmuszać do piw, które albo są wstrętne albo wręcz ich wpływ na nasz organizm może być wielką nieznaną i wyprawą na nieodkryte terytoria doznań. Dzisiaj mam akurat trzy takie piwa.


Pierwsze dwa to piwa z czeskiego Cieszyna. Jedno i drugie bardzo elegancko opakowane, fajna szata graficzna i etykiety. Chyba jeszcze nie widziałem takiej ilości piktogramów na etykiecie od piwa.


Sachsenberg Chilli


Piana: Opada minimalnie wolniej niż na coli. Co ciekawe jest różowawa.

Barwa: Piękna, rubinowa. Spodziewałem się, że piwo o takiej nazwie może być czerwonawe. Niby jest niefiltrowane, ale mój egzemplarz był idealnie klarowny.

Zapach: Cukrowo-żurawinowy. W tle delikatny aromat chilli. W zasadzie nic poza tym.

Smak: Kiepskie wysycenie. Samo piwo jest angażujące w smaku, ale jednak nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pierwsze uderzenie to cukrowa ulepkowatość, przechodząca w pikantność kapsaicyny, bo skończyć gryzącym cukrowo-chilli posmakiem. Makabra.

Poszło w cholerę do zlewu. Horror.



Sachsenberg Peprove


Piana: Brązowawa, wytrzymuje trochę dłużej niż w przypadku Chilli. Również pozostawia po sobie wspomnienie.

Barwa: Palisander. Tutaj przynajmniej pod światło widać, że jest opalizujące.

Zapach: Świeżo zmielony pieprz. I na tym się zaczyna i kończy.

Smak: Niskie wysycenie tak jak w przypadku Chilli. Początkowa lekka słodowość przechodzi w pyliste uczucie pieprzności. W dodatku wrażenie jak po kroplach żołądkowych.

Podzieliło los poprzednika. Ale to może przynajmniej do jakiejś marynaty do mięs by się nadawało.



Shark v2.0


Zastanawiałem się czy nie być złośliwym i nie wstawić tylko zdjęcia z tekstem „Tak wygląda, nie kupujcie. Poczekajcie na v3.0.” No, ale dobra. Przy okazji jest to edycja mocno kolekcjonerska, na półce Piwonii etykiety Shark 2.0 mieniły się całą feerią barw.

Piana: Średnio i drobnopęcherzykowata. Początkowo bujna, utrzymuje się w formie dywanika. Śnieżnobiała.

Barwa: Miodu lipowego. Nieklarowne.

Zapach: Diacetyl i amerykańskie chmiele. Lekka słodowość daje nam wątpliwą przyjemność wąchania chmielonego jogurtu zbożowego. W sumie powtórka z Sępa tylko, że z mocniejszym aromatem chmielowym.

Smak: Bardzo niska pełnia, którą jednak podbija diacetyl. Pierwszy, krótki akord słodu przechodzi w chmielową gorycz oraz paskudną, pozostającą goryczkę grejpfrutową. Trzyma dobre 2-3 minuty po łyku. Jeżeli ktoś kiedyś próbował Citrosept to wie jakie to uczucie. Generalnie ma się ochotę wylizać ścianę, żeby to zetrzeć z języka.

Tak jak poprzednie poszło do zlewu. Znowu będzie, że się czepiam Kopyra, ale kurde: nie czepiam się człowieka, czepiam się piwa. A to jest mocno słabe. 8 złotych za małą butelkę męczącego i wadliwego piwa? Ja rozumiem, że rynek to nie konkurs, ale takie piwo zostało by odrzucone już w eliminacjach.

Może Ci się również spodobać

Cześć! Moja strona używa ciasteczek w celu bezproblemowego jej działania. Podejrzewam, że nie jest to dla Ciebie problemem, natomiast w każdej chwili możesz je wyłączyć z poziomu przeglądarki. Akceptuję Więcej informacji