piwna krucjata w Jankeslandzie
TLA jest jednym z dwóch browarów mieszczących się w dawnej miejscówce Stone Brewing Co. w San Marcos. Drugim jest Port Brewing Company. Oba z kolei mają swoje korzenie w Pizza Port. Jedno miejsce – historia czterech browarów. USA pod tym względem jest zaiste ciekawym krajem.
Dlaczego krucjata? Cóż, sami tak zatytułowali jedną z zakładek na swojej stronie internetowej. Warto tam zajrzeć. Tak samo jak do zakładki „10 przykazań”. 6, 7 i 10 są w punkt.
Cuvee de Tomme 2012
Ciekawostka z rodzynkami, wiśniami, cukrem kandyzowanym i na dodatek leżakowana w beczkach po bourbonie. Gdzie w obroty biorą je jeszcze Brettanomyces. Klęska urodzaju i róg obfitości.
Piana: Brak, odkorkowaniu nie towarzyszyły zresztą żadne doznania akustyczne.
Barwa: Brązowa, głęboka, przebija na ciemną wiśnię i opalizuje.
Zapach: Kwaśne wiśnie, rodzynki, czekolada, wanilia, stajnia, wino, bourbon. Ciekawe połączenie krieka z porterem angielskim i nutami pochodzącymi z beczki.
Smak: Potęga kwasu, można spokojnie lać do akumulatora. Ale i pełni, 11% zawartości alkoholu jednak z czegoś musi się wziąć. Pierwszy akord gra pełnią, ale i od samego początku kwaśnością. W drugim pojawiają się wiśnie, estry owocowe, karmel, wanilia, beczka, czekolada. Finisz cierpko-kwaśny, rozgrzewający z nutami bourbonu.
Piwo zdecydowanie do sączenia, mocno kwaśne, ale równocześnie złożone, pozwalające się odkrywać. W swojej podwyższonej kwasowości dość ekstremalne, ale uważam że warto spróbować.
Saint’s Devotion
6,66% zawartości alkoholu – przypadek?
Piana: Przebujna, ale o to przy przegazowaniu akurat nie powinno dziwić..
Barwa: Jasne złoto, nieklarowne.
Zapach: Wybitnie ziołowy, z nutami końskiej derki, słodkich owoców i kwaskowatym podszyciem.
Smak: Zaskoczenie – po aromacie spodziewamy się piwa znacznie bardziej kwaśnego. Natomiast w rzeczywistości kubki smakowe obmywa słodowa pełnia. Dopiero po pewnym czasie pojawiają się spodziewane nuty. Pierwszy akord brzmi więc słodowością, słodyczą. W drugim grają owocowe estry, ziołowość, pieprzne fenole, lekkie nuty piwniczne. Finisz ziołowo-pikantny z bardzo subtelnym kwaskiem. Goryczka zaznaczona, cytrusowo-przyprawowa.
Dziwne, zaskakujące piwo. Nie mniej jednak pijalne i widać, że przemyślane.
Mo Betta Bretta
Efekt współpracy The Lost Abbet (a wcześniej Pizza Port) z New Belgium.
Piana: Nikła, szybko opada.
Barwa: Złoty, zmętniona, z pływającymi brettożdżami.
Zapach: Zdecydowanie najsłabsze z całej trójki. W zapachu pojawiają się głównie dojrzałe brzoskwinie i morele, w tle lekki chmiel. W zasadzie to pachnie jak tanie owocowe wino.
Smak: Nisko wysycone, bardzo słodowe. Pierwszy akord słodowy. W drugim pojawiają się karmel, brzoskwinia i jabłko. Finisz mydlany o tępej, ale niskiej goryczce.
Ciężko powiedzieć, że rozczarowanie. Nie miałem szczególnych oczekiwań. Ale jednak skrzyżowanie taniego winiacza z tępą goryczką nie jest szczytem wysublimowania smakowego.