Bahl Hornin’* w grudniu
Po Anderson Valley Brewing Company widać, że jest to browar zarządzany przez pozytywnie zakręconych spaprańców. Już sam fakt podania jako oficjalny nietoksyczny system kontroli szkodników kota imieniem Crystal nastraja optymistycznie. A piwo jest trunkiem, który lubi dobre emocje.
Dzisiaj kolejne z serii piw świątecznych, co prawda nazwa dotyczy przesilenia zimowego, ale spokojnie można pod taką okazję je podciągnąć. Tym razem pod szyldem rogatego niedźwiedzia z doliny Anderson. Ostatnio próbowany stout był genialny, jak będzie tym razem?
Anderson Valley Winter Solstice Seasonal Ale
Piana: Lekko przybrudzona, drobno pęcherzykowata, stosunkowo trwała, oblepia szkło.
Barwa: Ciemny bursztyn, zmętnione.
Aromat: Delikatny cynamon, rzeczywiście (jak głoszą na kontretykiecie) czarna porzeczka, estry owocowe i kwiatowe, cytrusy, miód, mocna herbata, dodatkowo ewidentna jest także charakterystyka Anderson Valley. Niestety znalazło się także lekkie papierowe utlenienie, aczkolwiek nie przeszkadza aż tak bardzo.
Smak: Nisko wysycone o średniej pełni. Słodkie, wręcz landrynkowate. Pierwszy akord to słodowość i wspomniana słodycz. Następnie pojawiają się karmel, biszkopt, przyprawy, czarna porzeczka i herbata. Na finiszu lekkie cytrusy, stonowana goryczka i połączenie cierpkości z lekką kwaskowatością. Alkohol zamaskowany.
Nie czuć tych prawie 7% zawartości alkoholu. O ile w przypadku piw dyniowych Jankesi lubią zaszaleć, tak temat świąteczny traktują już delikatniej. Ciekawe piwo do raczej bezrefleksyjnego sączenia w knajpie w zimę. Jak w przypadku Anchora również nie polecam leżakować.
*w dialekcie z doliny Anderson oznacza to dobre picie