jakim prawem ja się grzecznie pytam?
Cyrk to delikatne określenie na to co ostatnio się dzieje w pewnych rejonach piwnej branży. Zastanawiałem się czy w ogóle na ten temat pisać, ale jednak jest to ważne zarówno ze strony konsumenckiej jak i sporej części producentów. Stara zasada „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” ciągle jest aktualna i nie można tak po prostu machnąć ręką na niewątpliwie negatywne zjawiska.
Śledząc nowinki z branży pewnie udało Ci się natrafić na wyjątkowo mało wysublimowane stwierdzenie iż „piwa rzemieślnicze mogą mieć wady, bo są rzemieślniczymi i w tym ich urok. I mają być drogie, bo i tak ludzie kupią”. Trafnie to podsumował Przemek pisząc, że w takim razie znak „Piwo rzemieślnicze” na butelkach Pinty należałoby raczej traktować jako ostrzeżenie niż zachętę do kupna. A chyba nie o to w tej zabawie chodzi?
Może trochę pracy u podstaw. Pisałem już o piwach rzemieślniczych jako nowej modzie, gdzie rzeczywiście na rynku będą piwa rzemieślnicze, ale i cała masa podszywających się pod nie. Czym jest ten mityczny rzemieślnik?
Według Słownika Języka Polskiego jest to „drobny wytwórca produkujący lub naprawiający różne przedmioty ręcznie lub z udziałem prostych narzędzi„. OK, nie ma tutaj napisane nic o jakości. Szczęśliwie jest jeszcze słownik zwyczajowy, znaczenia które rozumiemy automatycznie. Rzemieślnik miał być gwarantem jakości. Owszem zapłacimy więcej, ale jednocześnie wymagamy lepszej jakości niż w masowo produkowanych towarach prosto z półki w sklepie. Dodatkowo w bardziej cywilizowanych czasach rzemieślnik musiał być zrzeszony w cechu, co miało swoje korzyści. Sam jestem genetycznie wręcz nieskory do zrzeszania się gdziekolwiek, decyzję o zapisaniu się do PSPD podejmowałem przez kilka miesięcy po gruntownym rozważeniu wszystkich za i przeciw, ale coraz częściej nachodzi mnie myśl, że przydałby się Cech Piwowarów. Skoro nawet jest Cech Bioenergoterapeutów, Radiestetów i Astrologów to wydaje mi się, że byłaby to mniej egzotyczna opcja.
I wtedy przechodzimy płynnie do innego świetnego określenia. Partacz, inaczej przeszkodnik. Rzemieślnik nie zrzeszony w cechu, wg SJP „osoba robiąca coś źle, nieudolnie„. Piwa ewidentnie spartaczone jak najbardziej się trafiają. Tylko czemu nadal są określane rzemieślniczymi?
Myśl by „urokiem” piwa rzemieślniczego był właśnie brak stałości i możliwe wady przy jednocześnie wysokiej cenie niepełnowartościowego produktu jest dla mnie absurdalna. Powiedzmy sobie szczerze, piwa rzemieślnicze nie są tanie. Piwo kosztujące od 7pln wzwyż za butelkę nie jest tanie. Można odprawiać czary, zaklinać rzeczywistość, ale aktualnie się tego nie zmieni. Nie w obecnej sytuacji gospodarczej. Oczywiście w wielu przypadkach taka cena jest uzasadniona.
Jaki jest jednak sens ryzykowania kupna piwa za takie pieniądze, jeżeli nie mamy pewności czy piwo będzie pełnowartościowe? Produkty ekskluzywne, nie pierwszej potrzeby mają właśnie cechować się ponadnormatywną jakością. Dlatego je kupujemy. Dlatego takie produkty mają sens. Czy bylibyśmy zachwyceni stołem wykonanym u „rzemieślnika”, który ma krzywy blat i każdą nogę innej długości? Lepiej przecież byłoby iść do IKEA i kupić coś sprawdzonego. Kupujemy piękny sportowy samochód za pełną kwotę, a tu okazuje się, że to wyklepany w stodole kit car. No, ale w końcu rzemieślniczy.
Czy przykład z ostatnich miesięcy – powstające jak grzyby po deszczu burgerownie. Burger, wydawałoby się prozaiczne jedzenie. Bułka, warzywa, wołowy kotlet mielony. A jednak w takich knajpkach burgery kosztują po kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt złotych i klienci walą drzwiami i oknami. Przecież mogą pójść do którejś z sieciówek i kupić sobie hamburgera za kilka złotych.
Zresztą jak się zastanowić to jest właśnie doskonały przykład i doskonała analogia. Dlatego, że te burgery są niesamowite, są absolutną orgią smaków jak również cieszą estetycznie sprawia, że jesteśmy w stanie tyle za nie zapłacić. Ale gdyby się okazało, że zapłaciliśmy tyle dukatów za nic szczególnego? Z zepsutym mięsem, źle pachnące, przypalonym kotletem i zwiędłymi warzywami? Czy ktokolwiek byłby wtedy w stanie wmówić, że to taki urok, no bo burgery rzemieślnicze, a poza tym zdarzyło się to zdarzyło i po co jęczeć? A poza tym to nie ma co burzy robić, bo ludzie inwestują pieniądze, spełniają swoje marzenia, a tu przyjdzie taki i powie, że nie dość że paskudne to jeszcze drogie?
Dlaczego więc zgadzać się na taką sytuację w przypadku piwa? Gwiazdki Michelin w przypadku restauracji mają być gwarancją najwyższej możliwej jakości. Wpadki nie mogą mieć miejsca. Tak samo znak „piwo rzemieślnicze” ma być taką gwarancją. Są browary, które o to dbają. Są i takie, którym jest to obojętne, bo to hajs ma się zgadzać.
Do czego zmierzam – nie dawajcie sobie wmówić, że rzemieślniczość=bylejakość i przypadkowość. Porządny piwowar, porządny producent cały czas pracuje nad swoim warsztatem, renomą czy zadowoleniem klientów. Wiadomo, że na etapie w którym aktualnie są browary kontraktowe dbanie o takie sprawy w nieswoim browarze jest utrudnione. Ale się da. I to robią.
Czego wszystkim nam życzę.
Co sądzicie o takiej sytuacji?