wypada chociaż trochę znać temat
Jest sobie taki bardzo znany blog, Krytyka Kulinarna się zowie. O ile jeszcze do niedawna byłem stałym czytelnikiem, tak niestety od jakiegoś czasu zaczęły pojawiać się coraz bardziej „edgy” wpisy na tematy różnorakie, już mocno odbiegające od kulinariów. Z kolei FB przypomina składankę „The Greatest Hits (wow so much likes wow)”. Oczywiście nic w tym złego – każdy może mieć taki pomysł na swojego bloga i siebie jaki tylko chce.
Natomiast jest jedna rzecz, której nie jestem w stanie zdzierżyć, a mianowicie ignorancji. Konkretnie wypowiadania się na tematy, o których nie ma się zielonego pojęcia byle tylko mieć kontrowersyjny, ergo klikalny, wpis. Ustalmy na początku jedną rzecz – jeżeli ja negatywnie wypowiadam się na temat pewnych zjawisk, tendencji czy (już bardziej wprost) konkretnych przykładów słabych akcji na polskiej scenie piwowarstwa rzemieślniczego to tylko i wyłącznie dlatego, że tematyką piwa zajmuję się od 12 lat, z czego większość tego czasu w jakiś sposób zawodowo. I w związku z tym mam obraz całości – z doświadczeniem płynącym z każdego szczebla na jaki można wejść w tej branży. Plus z kontaktów z zagranicznymi rynkami piw rzemieślniczych. Co chwalę to chwalę, co ganię to ganię – ale jest to moja opinia wynikająca z czegoś, którą mogę podeprzeć wiedzą i doświadczeniem. I nagle, na koniec roku, pojawia się coś takiego.
Zaszczyt nas kopnął, jako branżę, nieprawdopodobny! Znaleźliśmy się na drugim miejscu z takim komentarzem:
„2. Piwa kraftowe o smaku wodorostów
Nie żebym miała coś przeciwko małym browarom. Wprost przeciwnie. Pod warunkiem, że robią dobre rzeczy, a nie paskudne wynalazki, których nie da się pić. Bo ułańskiej fantazji w tworzeniu smaków z kategorii „wodorosty i muł” polskim browarnikom nie brakuje. Ja wiem, że hipster do selfiaczka z takim piwerkiem jakoś wydusi z siebie uśmiech, choć widać przecież, że gały mu wyłażą, taki ten browar gorzki, ale bądźmy wreszcie poważni i przestańmy odbierać piwu godność.”
Ech… To może od początku i po kolei:
„Pod warunkiem, że robią dobre rzeczy, a nie paskudne wynalazki, których nie da się pić.” – są dobre piwa, jak i złe piwa. Dokładnie tak samo jak i z jedzeniem, winem, itp. itd. Przy czym jest pewien niuans – co konkretnie znaczy „paskudne” i „nie da się pić”? Bo wiesz Magdo (pozwolę sobie na taką poufałość) dla kogoś może być paskudna grasica, cynaderki, szpik czy nawet pospolite flaczki. Jak to mawiają w Albionie – „beauty is in the eye of the beholder”.
„Bo ułańskiej fantazji w tworzeniu smaków z kategorii „wodorosty i muł” polskim browarnikom nie brakuje.” – browarnik to właściciel browaru, piwowar warzy piwo. Oczywiście te funkcje mogą być połączone, sam jestem tego quasi (bo kontraktowiec) przykładem. Warto więc znać choćby znaczenie podstawowych terminów przy wyzłośliwianiu się. Z kolei jeżeli chodzi o wspomniane wodorosty i muł. Z polskich piw z wodorostami (konkretnie nori) kojarzę tylko Mawashi Geri z Piwoteki Narodowej, a z zagranicy – Kelpie Seaweed Ale z serii historycznej Williams Bros Brewing ze Szkocji. Nota bene bardzo fajna seria, myślę że możesz poszukać tych piw Magdo i zobaczyć coś nowego, wynikającego jednak bezpośrednio z historii światowego piwowarstwa. Natomiast żadne z tych piw nie smakowało mułem, nie kojarzę też żadnego piwa rzemieślniczego ze wspomnianym dodatkiem.
A i przy okazji – takie śliczne wodorosty dodaje się tradycyjnie do piwa ;)
Tyle, że nie dla smaku czy aromatu.
Gorycz – cóż, są różne piwa. Nikt nie przykłada pistoletu do głowy i nie mówi „PIJ TO PODWÓJNE IPA CHMIELONE WSZYSTKIM CO BYŁO. I TO TYLKO NA GORYCZKĘ!”. Jedna osoba lubi słodkie, druga kwaśne, trzecia gorzkie, a czwarta wszystko. Nie wiem czy wiesz Magdo, ale nasze zmysły to, co do zasady, zwierzęcy atawizm który pomaga przetrwać w mało życzliwym środowisku. Chroniły nas, między innymi, przed zatruciami. A, że sporo trucizn jest gorzka? Cóż, do tej pory około 4% ludzkości nie jest w stanie zdzierżyć smaku gorzkiego. I nie mówimy tutaj o mocno gorzkim piwie, o nie. Tonik, kawa czy nawet mocna herbata dla takich osób są nie do przejścia. Ale to już cechy osobnicze, nie widzę powodu do generalizowania. Poza tym jestem przekonany, że wiesz o istnieniu czegoś takiego jak „smak nabyty” i zapewne do niektórych potraw czy składników sama musiałaś się jakiś czas przekonywać. To normalne.
W ramach ciekawostki mogę Ci tylko napisać, że Matt Brynildson, główny piwowar Firestone Walker (google it, yo), jako anegdotę odnośnie jak można się pomylić przy proponowaniu piw gościom opowiadał właśnie o Double/Imperial IPA. Browar mieści się w rejonie słynącym z winnic, dlatego bardzo często goście przybywający do ich przybrowarowego lokalu pochodzili z „transakcji wiązanej” – „OK, pójdziemy do tego cholernego browaru skoro tak bardzo chcesz, ale najpierw pozwiedzamy winnice”. Życie nauczyło, że najlepszym piwem dla żon, które normalnie nie lubią i nie piją piwa, jest właśnie gęste podwójne IPA. Mimo, na papierze, wysokiego poziomu goryczy. Dlaczego? Ponieważ wręcz tryska aromatem cytrusów, owoców tropikalnych, a pełne ciało mocno kontruje właśnie chmielową goryczkę. „Warto wyjść ze swojej strefy komfortu”.
A, że ktoś będzie pił coś co mu nie smakuje tylko dlatego, że jest modne? No cóż – ktoś inny może jeść kanapki, które przy pierwszym kęsie wywalą wszystko ze środka na blat i na spodnie tylko dlatego, że knajpa jest modna i mocno hype’owana. Albo średnie naleśniki. Myślę, że to po prostu ludzkie i nie ma co z pojedynczych przypadków wyciągać jakiś straszliwych wniosków. Właśnie, przy okazji kanapek i przywracaniu piwu godności. Przywróćmy kanapkom godność! Co to jest, żeby kanapki były z jakimś nie wiadomo czym wyciągniętym spod krzaka albo od mieszkającego w chatce z gówna i patyków za miastem hippisa i w dodatku kosztowały po kilkanaście/dziesiąt złotych. Kanapka to jest kromka baltonowskiego, z margaryną, szynką konserwową, serkiem i pomidorkiem. To jest kanapka, a nie jakieś fiu bździu. Widzisz analogię ;)? Właśnie. Straszna Grażyna wyszła w tym hejtowaniu, aż jestem zaskoczony. Nota bene wyjątkowo nie lubię określeń „Janusz” i „Grażyna”, ale myślę że w tym wypadku jest to jak najbardziej uzasadnione.
Słowa „browar” na określenie piwa nie będę się czepiał, bo to akurat ściśle wynika z warszawskiej gwary ;)
Nie byłbym sobą, gdybym chociaż nie sprawdził czy tak mocna krytyka najdynamiczniej rozwijającego się segmentu piwnego oraz tak wysokie miejsce w rankingu są uzasadnione. Ale po wykorzystaniu wyszukiwarki na stronie Krytyki Kulinarnej jedyny wpis chociaż odrobinę dotyczący piwa to ten – link. Przy okazji, nie 2004 rodzaje piwa tylko marki. Przejrzałem też, na tyle na ile mi się chciało, fanpage. I nie znalazłem ani jednego lokalu z piwami rzemieślniczymi czy zdjęcia piwa rzemieślniczego.
W zasadzie napisałem to tylko z tego powodu, że od niektórych wymaga się więcej. Gdyby to był jakiś mikroskopijny blog – ganz egal. Ale taki strzał z tyłka na ciężką pracę, starania się, pomysły i mozolne budowanie piwnej kultury w Polsce sporej rzeszy ludzi – nieelegancko. Wiesz Magdo ile % rynku w Polsce stanowią piwa regionalne i rzemieślnicze? Ile wynosi spożycie piwa z beczki w lokalach, a nie z butelki/puszki przed telewizorem w domu/na grillu na działce? Fajnie, że zajmujesz się nowofalowymi jadłodajniami, szkoda że jedziesz po branży, która z tymi lokalami idzie pod rękę i często działa w symbiozie. Zachęcam do zainteresowania się tematem, w samej Warszawie masz ponad 40 lokali z piwami rzemieślniczymi i coraz więcej serwuje do tego różnego typu potrawy. I już masz dużo ciekawych wpisów na bloga, znacznie ciekawszych i bardziej merytorycznych od tego rankingu.
PS. ;)