nadrabianie „opóźnienia” skutkuje klęską urodzaju
Pod wieloma względami ten rok jest co najmniej szalony. O ile jestem w stanie zrozumieć premiery w przypadku piw lanych, tak zabawa w wielką fetę z okazji dostarczenia piwa do sklepów jest przegięciem. Normalnie komuno wróć, rzucili masło i oliwę. Było to ciekawe przez pierwsze parę razy, ale co za dużo i to świnia nie zeżre.
Jeżeli chodzi o Żywieckiego Grand Championa rozumiem, że z wielu względów przyjęło się robić szpas (głównie) dla piwowarów domowych 6 grudnia. Frajda dla zwycięzcy, marketingowo też można trochę kuponów przyciąć i jest fajnie. Natomiast nerwowe robienie po nogach, czołobicie z przyplaskiem w stronę browaru w Cieszynie i ogólna atmosfera doniosłości „Największego Święta Piwnego w Polsce” (serio, widziałem coś takiego) skutkują u mnie rzyganiem tęczą.
Do wszystkiego trzeba mieć zdrowy dystans. Nie odbieram tutaj niczego zwycięzcy, ba cieszę się razem z nim. W końcu sam sędziowałem w Żywcu. Dodatkowo uważam, że jeżeli się sędziuje to moralnie wątpliwe jest wystawianie własnych piw nawet w innych kategoriach.
Mam opory przed ocenieniem tego konkretnego Rauch Bocka. W przeciwieństwie do sporej części, zdaję sobie sprawę z tego, że przeniesienie receptury domowej na skalę przemysłową ot tak jest praktycznie niemożliwe. Nie wierzę w złote strzały. Nie piłem oryginału, nie mam więc żadnego punktu odniesienia. I nie mam ochoty w razie czego psuć Andrzejowi radości z wygranej i z uwarzenia własnego piwa w skali przemysłowej. Gdyby piwo miało wejść na stałe do portfolio, OK wtedy możemy dyskutować. Ale przy jednorazowym wypuście? Wyszło jakie wyszło, ludzie to kupią albo i nie.
Wracając do premier. Za frajerstwo podszyte cwaniactwem uważam występowania przed orkiestrę z „przedpremierowymi” opisami czy sprzedażą. Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy dorośli. Moja ulubiona Galeria MiTo wycofywała się z podkulonym ogonem z wyjątkowo udanej akcji marketingowej, a i tak znaleźli się naśladowcy. Nawet jeden z blogerów, bo w końcu trzeba być pierwszym z całej wsi. Ja rozumiem, że większość ludzi ma to głęboko w okrężnicy no ale. Wiadomo, zrobi się smród na fejsbuniu, ludziska zaczną komentować, statystyki FB Insight polecą w górę i jest czad i rockerka.