w dzisiejszym wpisie klasyczny duet plus bardzo ciekawe ogłoszenie parafialne
I jednocześnie lekki powrót do moich korzeni foodpairingowych – proste a jednocześnie bardzo satysfakcjonujące połączenie piwa i sera. W sam raz na aperitif ;)
Zacznijmy zatem od piwa – jest to zdecydowanie jedno z tych, które wypada mieć w lodówce. Eleganckie, złożone i dość łatwe do nabycia drogą kupna.
Barwa: Ciemny mahoń, wpadające w wiśnię. Klarowne.
Aromat: Festiwal czerwonych owoców – soczyste wiśnie, porzeczki i truskawki. Tutaj nawet nie ma się co zastanawiać, nasz mózg od razu sam podsuwa odpowiednie wspomnienia sensoryczne. Zaraz za nimi pojawia się lekko karmelowa, biszkoptowa i delikatnie wpadająca w ciemniejsze nuty słodowość. A żeby nie było za słodko, piwo jest idealnie zbalansowane delikatnymi fenolowymi nutami przyprawkowymi oraz oczywiście kwaskowatością. Szlachetną, przyjemną, kapitalnie wplecioną w profil. Ożywia go, dodaje kolejnych warstw i sprawia, że nie sposób pomylić z innymi gatunkami.
Smak: Powtórka z aromatu, jakżeby inaczej. Tylko, że tym razem jest intensywniej. Feeria czerwonych owoców, wyraźna biszkoptowa, karmelowa i lekko czekoladowa słodowość, delikatna wanilia. I oczywiście nasz balans – kwaśność. Dodatkowo mamy solidne wysycenie, musujące wręcz. Świetnie przepłukuje język i kubeczki smakowe. Z kolei samo piwo, jak przystało na Flandersa, ma pełnię i ciało na średnim poziomie.
Przejdźmy zatem do naszego sera. Nawet na zdjęciu widać, że jest praktycznie w warstwach, łupliwy do tego stopnia, że kruszy się w rękach. Bardzo wyraźne nuty orzechów laskowych i włoskich. W smaku natomiast dzieje się mnóstwo rzeczy. Tekstura wosku z kryształkami, eksploduje w ustach niesamowitym umami, strzela, klei się do zębów mimo, że jest suchy. Bardzo orzechowy, lekko kremowy, niesamowicie sycący.
Dlaczego to połączenie działa? Mamy ciężki, długo dojrzewający ser pełen umami i ciemnych nut orzechów. Łączymy go z piwem, które jest dość lekkie ALE jest jednocześnie kwaskowate, musujące, pełne smaku i czerwonych owoców. To jest połączenie, które zawsze będzie grało, jest jednocześnie kuloodporne i niezwykle smakowite. Może służyć zarówno jako wspomniany aperitif, jak i miła przekąska na wieczór przy książce, serialu czy filmie.
Wspomniane ogłoszenie parafialne :)
Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim, którzy pojawili się na sobotnim Wieczorze Piwa i Kebabu w Kurze Warzyw. Jesteście super :) Każda okazja, gdy mogę z Wami porozmawiać o piwie i jedzeniu (jak i na inne tematy) zawsze daje mi mega pozytywnego kopa i radość z mojej pracy. Jeszcze raz wielkie dzięki!
Temat foodpairingu jest w Polsce cały czas raczkujący a jednocześnie widzę, że istnieje na niego duże zapotrzebowanie. Za każdym razem jak wrzucam zdjęcia z eventów, które przeprowadzam dla firm dostaję mnóstwo pytań odnośnie takich samych wydarzeń na które można się zapisać. I teraz dzięki rozpoczęciu współpracy w tym temacie z Maryensztadt Craft Beer & Food jest w Warszawie taka możliwość :) Daty i szczegóły znajdują się tutaj, natomiast od razu może wyjaśnię co chcemy zrobić.
Przede wszystkim – uwielbiam pracować z szefami kuchni. Kuba jest niesamowitym kulinarnym zajawkowiczem i od razu złapałem z nim kontakt. Pomysły praktycznie same się tworzą, co więcej na każdą z dat mamy inny temat przewodni. Produkty sezonowe, pora roku – to wszystko gra tutaj rolę, ma ogromne znaczenie. Każdy event to moja opowieść na temat piwa, ludzkich zmysłów i samego foodpairingu. Będziemy mieli na to trochę czasu ;) Potem razem z Kubą przeprowadzimy Was przez wszystkie potrawy i piwa, będziemy mogli skupić się na melodii smaków i aromatów. Gwarantuję, że będzie pysznie i ciekawie :) Serdecznie zapraszam!