na trzy sposoby
Stouty to moja ulubiona grupa gatunków piwa. Wytrawne, słodkie, owsiane, imperialne – nie ma wersji, która by mi nie smakowała z typowego założenia „bo nie”. Co najwyżej, jeżeli piwo jest ewidentnie zwalone to trzeba takiego podrzutka wywalić z gniazda, niech nie kala. Stout był jednym z pierwszych „świadomych” piw jakie wypiłem w swoim życiu. Jak również pierwszym piwem jakie samodzielnie uwarzyłem, jeszcze z ekstraktu. Drugie i trzecie zresztą też.
Dlatego cholernie cieszy mnie fakt, że zaczęły być dostępne w Polsce stouty z Europy oraz zza Oceanu. Rynek jest w nie przebogaty, zresztą na często cytowanym RateBeer w pierwszej dziesiątce Top 50 większość piw to właśnie wariacje na temat irlandzkiego czarnego złota. Nic więc dziwnego, że nawet i u nas zaczął być świętowany International Stout Day.
Skoro tak lubię stouty to pewnie jakieś muszę mieć cały czas w składziku? Ano mam.
Left Hand Brewing Milk Stout
Piana: Beżowa, średnio bujna. Dosyć szybko opada do niskiego kożucha.
Barwa: Jest lekko za jasne jak na stouta. Przebija przez całość na bardzo ciemną wiśnię. W każdym razie można przejrzeć na drugą stronę pokala, a jest przecież gruby.
Zapach: Bardzo delikatne estry, słodycz laktozy, ciemne słody i bardzo ulotna słodowość jasnego ziarna.
Smak: Dosyć niskie wysycenie. Piwo jest bardzo słodkie, sypnęli tej laktozy od serca, co jednak nie przeszkadza. Lekko syropowe w odbiorze. Finisz to gra ciemnych słodów. Bukiet składa się z trzech, płynnie przechodzących, akordów. W zasadzie jest skupione na początkowym uderzeniu mocnej słodyczy, przechodzącej w słodowość, by finiszować bardzo fajną palonością i lekką paloną goryczką.
Flying Dog Pearl Necklace Oyster Stout
Piana: Beżowa, ale bardzo nikła. Szybka opada i pozostaje w postaci pojedynczych kępek.
Barwa: O, to już jest stout. Piknie.
Zapach: Słody jasne i ciemne oraz zapach jakby morza. Lekko wapienny aromat, ciekawe czy dodają ostrygi ze skorupkami. Owoców morza unikam jak diabeł święconej wody, wg mnie jedyne mięso to takie co chodzi po ziemi i albo robi kwi, muu albo gdacze. Ewentualnie coś co biega po lesie. Więc ciężko mi się odnieść do faktu czy tak pachnie gotowana ostryga. Ale ewidentnie nuty marynistyczne tutaj można wyczuć.
Smak: Znacznie mocniej wysycone niż poprzednie piwo. Na początku uderza cierpkość ciemnych słodów, następnie wchodzą słody jasne i słodowość. Finisz lekko goryczkowy. Tak jak napisałem, ostryg nie próbowałem, ale nie wyczuwam niczego dziwnego czy nowego w smaku. Piwo jest jednak bardziej kwaskowate.
Emelisse Imperial Russian Stout
Piana: Zabawne, spodziewałem się, że piwo o takim woltażu może mieć cokolwiek słabą pianę. A tu piękna, drobnopęcherzykowata, brązowa, gruba na centymetr. Utrzymuje się.
Barwa: Czarne jak noc i krucze skrzydła.
Zapach: Intrygujący. Marmolada brzoskwiniowa, pory, słody ciemne i jasne, melasa. Lekkie sherry.
Smak: Dosyć mocno wysycone, czuć ciężar gatunkowy. Piwo o wybitnie wysokiej pełni. Mocno słodkie, wręcz z lekkim posmakiem gumy balonowej. Cierpkość ciemnych słodów, ale też wybitnie wysoka słodowość oraz wręcz słodycz, jakby cukrowa, oblepiająca usta i paszczę dokumentnie. Jest niby cukier w składzie, ale wątpię, żeby nie został cały przefermentowany. W każdym razie wrażenie jakby było zmieszane z syropem cukrowym. Alkoholu praktycznie nie czuć, mimo że 9,8%. Co akurat jest dobre, prawdziwa sztuka to właśnie ukryć alkohol