W dzisiejszym wpisie lecimy na bogato. Oraz zdrową dawką autopromocji w kontekście opisywanego piwa. Skoro już była jakaś okazja ku świętowaniu w tym smutnym jak jasna cholera roku, to czemu by nie odpalić większego kalibru?
Szczególnym wielbicielem słodyczy nie jestem, w cukierniach bywam od wielkiego dzwonu. Nadmiar kalorii zdecydowanie dostarczam sobie w postaci płynnej. Ale właśnie, czasami się jednak zdarzy. I tutaj następuje bardzo smutna konstatacja – sprawdziłem kiedy w zasadzie otworzyło się warszawskie Odette i dotarło do mnie, że było to 5 lat temu. Byłem przekonany, że tak 2, max 3 lata. 5 lat! A pamiętam jak zawitałem niedługo po otwarciu, bo wszyscy kulinarni znajomi polecali. I przez te 5 lat zdarzało mi się na różne okazje brać ich słodkości na wynos.
Wiedząc jakie piwo będę chciał mieć w kolejnym, jakże pięknym, odcinku tego kulinarno-pomocowego cyklu oraz w jakim zakresie smaków i aromatów zamierzam się poruszać wybrałem się po drodze do innego lokalu właśnie do Odette na Powiślu. Swoją drogą dobrze, że sprawdziłem godziny otwarcia w weekend, bo bym z automatu wybrał się na Górskiego.
Tradycyjnie jednak najpierw kilka słów o wybranym piwie.
Jak część z Was pewnie wie (a reszta się właśnie dowie) jestem piwowarem bardzo interesującego projektu w którym zrobienie jednego piwa trwa wybitnie długo – Infinitum Brewing. I to piwa w swoim założeniu mającego konkurować w gwiazdkowych restauracjach i hotelach z trunkami uważanymi za „poważniejsze”, czyli destylatami i winami. Biorąc pod uwagę obecność w Atelier Amaro czy Heart by Amaro, jak również wielu innych niebirgikowych miejscach i rozmowach z głównymi sommelierami misja odczarowywania tematu piwa szła całkiem nieźle. I przyszedł C-19. Wszyscy na tym samym wozie jedziemy.
Same piwa warzone są w 10hl warkach w Minibrowarze Marysia w Szczyrzycu. Którą to obsadę browaru zresztą z tego miejsca pozdrawiam, bo uwielbiam z nimi współpracować. Nie ma, że się nie da tylko trzeba po słowiańsku wykombinować jak zrobić. I zrobić.
Oud Bruin jest jedynym piwem z serii, które ma poniżej 25 stopni Plato oraz nie jest wymrażane. Natomiast po głównej fermentacji trafia do beczek po porto i przechodzi kolejną różnymi fajnymi i ciekawymi mikrobami z eleganckimi efektami wizualnymi. I tak sobie pracuje do czasu osiągnięcia odpowiedniego efektu. To co widzicie na zdjęciu powyżej, czyli korek i koszyczek, są przejawem chyba najbardziej relaksującego rozlewu kiedykolwiek. Mimo, że całkowicie rzemieślniczym, w rozumieniu ręcznym. Maszyna do korkowania to półautomat, więc i tak trzeba ogarnąć wszystko samemu. Ale za to jaka to frajda.
Jak zatem przedstawia się piwo?
Wygląd: głęboki ciemny mahoń z wyraźnym rubinowym zafarbem. Lekko opalizujące. Przez niskie wysycenie piana bardzo delikatna, w postaci drobnej koronki.
Aromat: Wyraźne nuty żurawiny, kwaśnej wiśni, śliwek, fig oraz rodzynek doskonale komponują się z delikatnymi nutami karmelu i orzechów. Leżakowanie w beczce uwypuklone jest nutami sherry (pożądane utlenienie) i porto, a typowo belgijski i lekko dziki charakter nadają pikantne i pieprzne nuty fenolowe. Dodatkowo wyraźna dzikość i bardzo delikatna, ale doskonale wieńcząca aromat kwaskowatość.
Smak: Średnio intensywna pełnia charakteryzuje się wyraźnymi słodowymi nutami orzechów i karmelu zbalansowanymi przez czerwone owocowe. Wyraźne nuty beczkowe mocnego wina podbite są przez niskie wysycenie. Dzięki działalności mikrobów w beczce mamy wyraźny festiwal pieprznych i pikantnych nut fenolowych, balansującej kwaskowatości oraz zauważalnej dzikości. Finisz winny, o słodko-kwaśnym sznycie.
Pavlova nie została tutaj wybrana bez przyczyny. Mus z marakui, krem z limonką, kompot ananasowy z mango i miętą, do tego beza – absolutnie nie ma ani jednej szansy, żeby taka kompozycja nie zagrała z Oud Bruin.
Beza krucha i nie za słodka, dodatkowo od razu następuje kontra kwaśnej limonki z kremu, który nie jest przez to za mdły. Mus z marakui soczysty, rześki i adekwatnie tropikalny. Tropikalność podbijają kawałki ananasa. Na sam koniec pozostaje lekki chłód i posmak mięty.
Beza z limonkowym kremem początkowo podbija dzikość i bretowe nuty, następnie maślane nuty kremu wyciągają na wierzch karmelowość. Mus i kompot – kwaśna strona piwa zyskuje więcej nut lacto. Przyjemna i ciekawa goryczka od mięty. I na sam koniec połączenie, które jest absolutnie fantastyczne i zawsze polecam – ananas doskonale pasuje do dzikich i bretowych nut.
Biorąc pod uwagę, że opracowałem zarówno sugerowany foodpairing jak i nawet miksologię do piw Infinitum – cóż, musiało zadziałać ;) Myślę, że nie będziecie mi mieli nic przeciwko, jeżeli w ramach cyklu #wspieramgastro i #wspieramypolskikraft od czasu do czasu przemycę też trochę informacji na temat tego czym sam zajmuję się zawodowo.
Natomiast od razu polecam dzisiejszą Wirtualną Środę Piwowarską organizowaną przez Mazowiecki Oddział Terenowy PSPD. Będę opowiadał nie tylko tym browarze :) Link do wydarzenia o tutaj.