alkohol za volant nepatří
Nie planowałem tego tekstu, w zasadzie nie wiem czy to dobrze, że go wrzucę. Ale zagotowałem się konkretnie. Przypuszczam, że każdy kto ma radio/telewizor/internet i jeszcze nie rzucił wszystkiego w cholerę, by żyć w szałasie w Bieszczadach słyszał o wypadku w Kamieniu Pomorskim. Kolejnym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Jak pewnie co weekend w Polsce.
Raz na jakiś czas zdarzają się wypadki, które różnią się od innych tym, że mają solidne nagłośnienie medialne. I tak też jest w tym przypadku. Do tego stopnia, że sprawa dotarła aż do rangi ministerialnej i ma wywołać „zajęcie się”.
Oczywiście, że stała się tragedia. I tragedią jest każdy wypadek w którym giną ludzie. I to rozpatrywaną w naprawdę szerokim kontekście, nie tylko dla najbliższej rodziny i znajomych ofiar. Którym szczerze współczuję, nikt nie powinien tak rozpoczynać nowego roku.
To także tragedia dla społeczeństwa
Do ciężkiej kurwy nędzy, przecież debil, który mając prawie dwa promile alkoholu we krwi „wsiada za kółko” nie żyje w bańce z próżni. Nie jest zapewne również ninją, niezauważenie czmychającym do samochodu. A już szczególnie, jeżeli podróżuje z pasażerami. Jak trzeba mieć nasrane między uszami, żeby nie tylko dać prowadzić pijanemu, ale powierzyć takiej osobie swoje życie?
Rocznie robię od cholery kilometrów, zarówno katamaranem jak i na dwóch kołach. I pijani kierowcy to jest zjawisko, którego za każdym razem się po prostu obawiam. Polskie drogi są wystarczająco niebezpieczne i zaskakujące, nawet gdy jest się całkowicie trzeźwym. Co dopiero z alkoholem we krwi i diabłem brawury na ramieniu – „co, ja nie dam rady?”.
Może to paradoksalne dla osoby propagującej picie dobrego piwa. Ale równocześnie propaguję kulturę picia. A dla mnie podstawowym, niezbywalnym prawem tej kultury jest nadrzędna zasada „po alkoholu odpierdol się od pojazdów mechanicznych”. Czesi – wybitnie piwny kraj. Dopuszczalny limit alkoholu we krwi? 0,0‰. Prosta piłka. Dlatego też w każdej knajpie będzie piwo bezalkoholowe. Powtarzam to z uporem maniaka na każdym szkoleniu jakie prowadzę.
Nie interesują mnie limity jakie są w Niemczech, Anglii czy Irlandii. Jakie ich drogi mają odniesienie do tego co jest u nas? Osobiście uważam, że polskie 0,2‰ to i tak za wysoko. Pewnie wielu osobom podpadnę, ale trudno. Było stać na imprezę to stać również na taksówkę, a jak nie to wio z buta.
Oczywiście – przy medialnym szale od razu zaczną się piękne zapasy w błocie. A te mają to do siebie, że nie ma opcji – każdy się ubrudzi. Jak słusznie zauważył Kominek, jakoś inny był odzew przy okazji sprawy rowerzystów pod wpływem. Cóż, ja wielokrotnie byłem zmuszony omijać pijanych rowerzystów czy pieszych na moich trasach. Polecam taką rozrywkę, szczególnie wracając w nocy. Z bliżej mi nieznanych przyczyn jazda rowerem na bani łączy się z ubiorem maskującym i brakiem odblasków. Jeden gagatek na głównej krajowej (jednojezdniowa, jednopasmowa) tropił węża środkiem drogi. W biały dzień, jego szczęście.
I nie, to nie jest problem tylko pieszego czy rowerzysty pod wpływem. Jeżeli, nie daj Boże, taki osobnik wpadnie komuś pod koła to nie jest to problem tylko rozjechanego. Nie licząc drogi krzyżowej wymiaru sprawiedliwości, przypuszczam że większość ludzi jednak ciężko by się żyło ze świadomością zabicia człowieka.
Jak powinno wyglądać w idealnym świecie miałem przykład po południu 1 stycznia po imprezie sylwestrowej. Dwa alkomaty, zdrowy rozsądek i odpowiedzialność za swoje czyny oraz dodatkowo na każde auto drugi kierowca w zapasie. Żadnego „może nie złapią”, „spoko, jestem całkowicie trzeźwy”, „dam radę”. Mam fantastycznych znajomych i przyjaciół.
Kontrola najwyższą formą zaufania?
Czy zmiana prawa cokolwiek zmieni – ciężko stwierdzić. Przede wszystkim sam fakt możliwej kary powinien działać odstraszająco na osoby, które nie mają na tyle rozsądku i odpowiedzialności, że są w stanie popełnić taki kretynizm. Nieuchronność tej kary. A jak pokazuje przykład panny, która w pięknym stylu wpieprzyła się w przejście podziemne w centrum Warszawy jakoś ta nieuchronność jest cokolwiek wybiórcza. Co to w ogóle znaczy „recydywa za prowadzenie pod wpływem”?
Chyba powinniśmy wrócić do idei miejskiego pręgierza. Przyczepić takiego delikwenta przed ratuszem albo na rynku na okres tygodnia, niech skruszeje jak tuszka, i zobaczymy czy będzie ochota na „recydywę”.
A w tak zwanym „między czasie” trzeba się skupić na pracy u podstaw.