zaowocowała ciekawymi odkryciami
Jak całe piwne internety wiedzą, wczoraj odbyła się premiera Pacific Pale Ale z browaru Artezan. Miałem szczęście spróbować PPA na dwa tygodnie przed premierą, także wiedziałem czego się spodziewać. I moje oczekiwania nie zostały zawiedzione, jak to już Artezan ma w zwyczaju. Przy okazji, marketing mieli całkiem zacny na fejsbuniu.
Premiera była okazją, by wybrać się do Kraken Rum Bar na Poznańskiej. Pamiętam jak jeszcze z dekadę temu te rejony Śródmieścia były rodzajem Trójkąta Bermudzkiego. Może nie do końca się ginęło bez wieści, ale można było zmienić koloryt rejonów twarzowych. Zaś na samej Poznańskiej stacjonowały panie negocjowalnego afektu. A teraz proszę, w bezpośrednim otoczeniu Krakena mamy knajpy: izraelską, indyjską i meksykańską. Plus Beirut Hummus Bar, który to ze wspomnianym Krakenem jest połączony. Kulinarny misz-masz, kto by to przewidział.
Może słowo o samym Krakenie, bo mimo miana Rum Baru wzbogacili się w tym tygodniu o 5 kranów. W nalewaku o fantazyjnym kształcie koła sterowego. Pasującym do ogólnego wystroju, który zresztą podobał mi się w opór, to jedna z bardziej przemyślanych pod tym względem knajp w jakich byłem ostatnimi czasy. Jeżeli ktoś lubi muzykę rockabilly, to mamy kolejny plus. Co więcej, była na odpowiednim poziomie głośności, samemu da się rozmawiać, ale jednocześnie nie słyszymy innych gości. No i mają bardzo uroczą i miłą barmankę.
Jedynie problemem są rezerwacje. Nie chcą rezerwować miejsc, jeżeli nie ma grupy około 10 osób, ale jednocześnie może być tylko jedna rezerwacja na wieczór. Także jak już się uda uzbierać wymagają liczbę partycypantów może się okazać, że rezerwacja na konkretny wieczór już jest. I lipa.
Dostępnych było 5 piw z kranu: Artezan Pacific Pale Ale, Belhaven Stout, Edelweiss, jakiś Namysłów (nie pamiętam jaki) i Kraken.
Stout – fajnie, że jest. Jest to całkiem poprawne piwo, sesyjne no i jest stoutem.
Edelweiss – panie brały, także wiadomo jaki target.
Namysłów – śjakoś mnie ominęła przyjemność.
Kraken – piwo robione dla lokalu. Ciemne z aromatem rumu. Biorąc pod uwagę motyw przewodni miejsca, ma to jakiś sens. Co nie zmienia faktu, że dobrze zrobiliśmy prosząc o próbkę. Piwo było ewidentnie skwaśniałe, siejąc octem w aromacie. I teraz knyf: w smaku już nie. Ten aromat rumowy dodany do piwa jest tak silny, że w smaku słodycz tej zaprawki przykryła ocet. Nieźle.
No i gwóźdź programu – Pacific Pale Ale. Piwo o kapitalnym i delikatnym aromacie cytrusów i jasnych słodów. Tej samej cytrusowości uderzającej jako pierwszy akord bukietu, przechodzący w charakterną i zbalansowaną goryczkę. Wysycenie nie przeszkadza, piwo jest bardzo sesyjne. No i jeszcze piękna, drobnopęcherzykowata piana oblepiająca szkło. Szacun.
Powiem szczerze, że brakuje mi nadal piw sesyjnych. Takich, które będą akompaniamentem do udanego wieczoru w zacnym gronie. Mam nadzieję, że rok 2013 będzie szedł w tą stronę, mam już dość piw, które gwałcą mi kubeczki smakowe.
A i jeszcze jedna rzecz odnośnie Krakena. Fajnie, że zainwestowali w niebrandowane szkło (PDSL, taka niezobowiązująca wskazówka), ale jednak podanie PPA w szkle od pszenicy to był mocny dysonans poznawczy, nawet jak dla mnie.
Jednak nie, to nie była ostatnia rzecz. Przypomniało mi się jeszcze jedno, aczkolwiek już mało związanego z piwem. Rum Kraken jest absolutnie genialny, boski i jest to coś co zapewne pito na Olimpie. Jak tylko znajdę w jakimś sklepie, a próby trwają, to od razu przytulę butelczynę. Serio, to jeszcze lepsze łakocie w płynie z procentami niż Jack Daniel’s Honey.
Dzięki magii internetu sprawdziliśmy, że w okolicy jest Meat Love. Świadomych i lekko opitych mięsożerców nie trzeba długo przekonywać do idei gofrów z wieprzowiną i syropem klonowym. Pomysł odważny, lekko szalony, ale co może się nie udać?
W zasadzie wystarczyło się teleportować za róg, na Hożą i już jesteśmy w małym, całkiem przytulnym lokalu. Zasadniczo średnio pasowaliśmy wizerunkowo. Jak to już z modnymi, ale jeszcze nie aż tak popularnymi lokalami bywa, główną klientelą są hipsterzy. Ale skoro przyszli jeść mięso to jak dla mnie w porządku, także luz.
Gofry zamówione, do popicia Rowing Jack idealnie kontrujący słodycz. I powiem wam szczerze, kupuję gofrownicę. Pomysł ciasta na gofry z cynamonem, do tego idealnie wypieczona i delikatna wieprzowina i syrop klonowy? Poznaliśmy współwłaścicielkę lokalu, jak również autorkę tego szaleństwa. Propsy i szacun. Zawitam jeszcze nie raz, to pewne.
Ostatnią rozrywką wieczoru była wizyta w Spiskowcach Rozkoszy (jak to dobrze, że to wszystko jest tak blisko siebie) i tutaj z kolei grane było IPA z Artezana. Jak zawsze zacna, aczkolwiek brakowało mi trochę aromatu chmielowego.
PS Tak wiem, nie ma wielu zdjęć. Niestety Samsung w nędznych warunkach oświetleniowych nie daje rady, zresztą nie ma się co spodziewać w tym względzie cudów po smartfonie. A niekoniecznie chcę niewinnym ludziom błyskać fleszem. Z kolei do czasu aż nie kupię pancake’a do mojego Olympusa to nie sądzę, żeby na „delegacjach” sprawa się szczególnie zmieniła pod tym względem.