Szkoci mają inwencję do nazw
Williams Bros. Brewing Company to ten drugi dostępny w Polsce, lepszy szkocki browar. Przez pierwszy oczywiście rozumiem Brew Dog’a, którego nie darzę szczególną miłością czy też estymą. Czasami tak jest, że coś do człowieka przemawia od razu. A czasami wprost przeciwnie.
W przypadku WB Brewing sprawa jest prosta. Piwa cechują się pewną dozą szkockiego poczucia humoru, bez szczególnego zadęcia. I ewidentnie robione są na luzaku. Nikt nie krzyczy „patrzcie jacy jesteśmy zajebiści i radykalni! Piwo dla punków! 12Pln za butelkę 0,33l kthxbai”. Zresztą fakt nostalgicznego podejścia do piwa i próby warzenia z różnymi roślinami obecnymi w Szkocji jest po prostu fajny.
Ilość ich piw w mojej spiżarni przekroczyła wartość krytyczną, w związku z czym zacząłem je konsekwentnie spijać. Tym razem na tapetę trafiło Seven Giraffes, którego nazwa wzięła się z dwóch powodów. Pierwszy – w piwie jest 7 słodów (lager, pale ale, pszeniczny, wiedeński, monachijski, żytni, Crystal). Drugi – skoro jest już tych 7 słodów to warto korespondującą z tym nazwę wykombinować. I wymyśliła ją córka Scotta Williamsa. Przy okazji do kotła wrzucono jeszcze kwiaty dzikiego bzu oraz skórkę cytryny, a chmielono odmianami Cascade, Amarillo i First Gold.
Williams Seven Giraffes
Piana: Bujna, o konsystencji ubitych białek, drobnopęcherzykowata, śnieżnobiała.
Barwa: Złoto-miedziane, lekko opalizujące.
Zapach: Pierwsze wrażenie – mamy przed sobą Pale Ale. Silna podbudowa z jasnych słodów, bardzo silne estry kwiatowe spotęgowane zapachem dzikiego bzu. Do tego dochodzą chmielowe-skórkowe cytrusy. Czuć, że nie jest to mocne piwo.
Smak: Bardzo lekkie w smaku, wybitnie pijalne o stosunkowo niskiej pełni i średnim wysyceniu. Początkowa słodowość z całej gamy użytych słodów przechodzi w skórkę cytrynową by finiszować cytrusowo-żywiczną, ale delikatną goryczką. W smaku już nie czuć bzu.