O ile w przypadku pierwszego piwa musiałem się naczekać zanim trafi w wersji beczkowej do Warszawy (a butelki do tej pory nie miałem okazji tutaj nabyć, ta na dzisiejszych zdjęciach przyjechała ze mną z Niemiec) tak już zupełnym przypadkiem trafiłem na światową premierę Erle w Bambergu. Którą w zasadzie ciężko nazwać premierą.
Głównie dlatego, że źle zostały policzone beczki w słynnej knajpie Schlenkerli i musieli jeszcze wykończyć Hansle zanim odszpuntują Erle. Co oznaczało, że można było premierowego Schwarzbiera kupić tylko w butelce i tylko poza restauracją. Serio. Kiedy następnego dnia wróciłem do knajpy coś przekąsić przed udaniem się na spoczynek, z butelkowych można było dostać tylko niskoalkoholowe. Erle mimo obecności w tym samym wewnętrznym sklepie już nie. Ot lokalny folklor, idzie się przyzwyczaić.
Może i nie było lane z beczki, ale za to informacji na miejscu o premierze też nie szło uświadczyć. Gdybym nie był zdeterminowany na tyle by wyczaić skrzynkę oraz zapytać czy może są też schłodzone butelki to pewnie bym nie spróbował. W każdym razie pani w sklepiku browarnianym była szczerze zdziwiona, że doskonale wiem o co chodzi i po co przyszedłem.
I takim oto sposobem do życiowych osiągnięć mogę dopisać wypicie premierowej Schlenkerli w Bambergu. Należy się cieszyć z takich małych, niby nic nie znaczących, ale jednak przyjemnych motywów. Pewnie kiedyś będę to miło wspominał.
Dzisiaj mniej skupimy się na samym browarze oraz Bambergu (pewnie jeszcze przyjdzie na to czas), natomiast zacznijmy od piwa, które miałem okazje pić z beczki, butelki oraz tanku.
Aecht Schlenkerla Weichsel – Rotbier
Wygląd: Piana écru, bujna, trwała, zbudowana z drobnych i średnich pęcherzyków. Wolno opada znacząc szkło. Barwa piwa – piękny, głęboki rubin. Doskonale klarowne. Wygląda przepysznie.
Aromat: Przepiękny aromat wiśniowego dymu. Doskonale łączy się z nutami karmelowymi, słodowymi, suszonych owoców, przypieczonej skórki chleba, orzechów. Profil czysty, bez żadnych wad. W tle bardzo delikatne ziołowe nuty chmielowe, jednak niewątpliwie całość gra słodem. Czuć charakterystyczny sznyt Schlenkerli.
Smak: Średnia pełnia, średnio-niskie wysycenie. Podobnie jak w aromacie – pięknie gra słodowością. Przypieczona skórka chleba, przypieczony biszkopt, pięknie wychodzi suszona wiśnia, suszone czerwone owoce, do tego wyraźny wytrawny karmel. Goryczka dość niska, ale wyraźnie ziołowo-przyprawkowa. Również tutaj absolutnie nie mamy do czego się przyczepić sensorycznie.
Świetne piwo, fantastyczny Rotbier podniesiony wędzonką do sześcianu, dodatkowo o raptem 4,6% zawartości alkoholu, czego zresztą nie czuć przez pełnię smaku. Mocno wzmaga apetyt. Co ciekawe, w Schlenkerli serwują je w solidnym goblecie.
A jak przedstawia się dzisiejsza (polska) premiera?
Aecht Schlenkerla Erle – Schwarzbier
Wygląd: Piana jak w przypadku Weichsel, trochę ciemniejsza. Tak samo trwała. Barwa piwa – idealna, krucza, klarowna czerń. Pięknie ciemny Schwarzbier z mahoniowymi przebłyskami przy krawędziach szkła.
Aromat: Ponownie mamy ewidentny sznyt Schlenkerli. Wędzonka jest tutaj delikatniejsza, bardziej stonowana. Kojarzy się z dogaszającym się ogniskiem. Mniej dzieje się w warstwie słodowej – mamy zbożowość, herbatniki, graham i ciemne nuty palenia oraz gorzkiej kawy. Ponownie jest czysto, bez żadnych wad. Chmielowość trochę bardziej wyczuwalna niż w Weichsel, ponownie klasycznie szlachetna ziołowo-przyprawkowa.
Smak: Średnio-niska pełnia, średnio-niskie wysycenie. Pierwszy akord gra słodowością – wysuszone zboże, herbatniki, biszkopty, graham, ogniskowa dymność. W drugim mamy kontynuację wędzonki, o bardzo ogniskowym profilu: żar, dym, lekki popiół. Wychodzą nuty ciemnych słodów – czekolada, kawa, wytrawne kakao. Jest jednocześnie bardzo czysto. Finisz lekko cierpko-kwaskowaty od użytych ciemnych słodów z kontynuacją wędzonki, ale też z wyraźniejszą goryczką.
Tutaj równie rozsądne pod względem pijalności 4,2%. Nie chciałbym, żeby opis był mniej entuzjastyczny niż w przypadku Rotbiera, ponieważ to również jest bardzo dobre i stylowe piwo z odpowiednim bamberskim akcentem. Natomiast uważam, że jego głównym problemem jest to, że nie było pierwszym w serii. Powiedzmy sobie szczerze – Weichsel jest genialny i jestem w stanie pić go litrami. Erle? Jedno na posiedzenie w knajpie mi wystarczy. Oczywiście wypiję z przyjemnością. Ale potem zamówię co innego.
I tym oto stwierdzeniem zakończę dzisiejszy wpis. Natomiast jeżeli będziecie mieli okazję porównać oba piwa to jestem bardzo ciekaw Waszego zdania. Czy zgadzacie się ze mną w moich odczuciach, czy może jednak Erle jest dla Was ciekawsze :)