daty kojarzonej przez każdego wielbiciela irlandzkiego Czarnego Złota
Czemu akurat ten dzień? Musimy cofnąć się do dziejów Szmaragdowej Wyspy, a konkretnie V wieku naszej ery. I najwcześniejszych dokumentów zapisanych w Irlandii, oczywiście właśnie przez św. Patryka.
Wpis komercyjny sponsorowany przez markę Guinness
Za świetną książką „Historia Irlandii” pod redakcją Theo W. Moody’ego i F. X. Martina: „Święty Patryk pisał po łacinie i choć styl miał szorstki, surowy i brakowało mu dostojeństwa klasycznego języka, jego pisma dostarczają nam jedynych opisów z czasów nawracania Irlandii na chrześcijaństwo”. Oczywiście nie oznacza to, że był on pierwszym chrześcijaninem na irlandzkiej ziemi. Wprost przeciwnie, było to zresztą skutkiem kontaktów handlowych między romańską Brytanią i Galią. Stanowili tak liczną grupę, że w 431 roku Rzym powołał dla nich biskupa. Sam św. Patryk pochodził zresztą z rzymskiej Brytanii.
Tradycyjnie uznaje się rok 432 za początek pracy misyjnej św. Patryka. Z kolei 17 marca 493 roku przyjmowana jest za datę jego śmierci. I dochodzimy tutaj do symboli nierozłącznie związanych z Irlandią, jej kulturą i historią – św. Patryk, kolor zielony, clàrsach oraz oczywiście Guinness. Łączący wszystkie te aspekty w jedno.
Guinness jest marką przewijającą się w moim życiu od kiedy tylko mógł. I równie często na blogu. Nie ma sensu powtarzać tego co już znacie z poprzednich tekstów, jeżeli ktoś natomiast nie pamięta lub nie miał jeszcze okazji czytać mojej historii w kontekście tego konkretnie piwa – warto zajrzeć tutaj.
Akurat trafiłem ostatnio na arcyciekawą książkę autorstwa Tony’ego Corcorana „Guinness. The Greatest Brewery on Earth – Its History, People and Beer”. Historia spisana przez wieloletniego pracownika, z rodziny pracowników browaru, w kontekście historii Irlandii i przemian społecznych. Dlaczego napisałem z rodziny pracowników? W dzisiejszych czasach i dla naszego pokolenia jest nie do pomyślenia spędzenia 30, 40 czy 50 lat pracy w jednej firmie, w jednym zakładzie. A co dopiero „dziedziczenie” miejsca pracy. Praca dokładnie w tej samej firmie co ojciec, dziadek czy nawet pradziadek.
Z lekcji historii pamiętamy powstawanie wielkich zakładów i początki kapitalizmu. Właściciel wiedział, że dobry pracownik to zadowolony pracownik, o którego warto zadbać. I w istocie – dokładnie to credo przyświecało rodzinie Guinnessów od samego początku. Artur Guinness uważał, że talent piwowarski dostał od Boga, w związku z tym cały majątek jaki udało mu się zarobić na warzeniu piwa nie miał prawa służyć gromadzeniu w celu gromadzenia. Miał zmieniać świat na lepszy. Stąd praca w browarze była największym szczęściem jakie mogło spotkać mieszkańca Dublina. Ilość benefitów pracowniczych jaka wiązała się z zatrudnieniem, nawet jak na dzisiejsze czasy, była ogromna a co dopiero w XVII i XVIII wieku. Kto to słyszał, żeby browar nie tylko zatrudniał głównego medyka, który jeździł po świecie i uczył się nowych sposobów walki z chorobami trawiącymi mieszkańców Dublina, ale i od razu za darmo przysyłał lekarza do każdego chorego z rodziny pracownika? A to tylko jedna z wielu, bardzo wielu rzeczy. Warto poczytać, jeżeli interesujecie się historią piwowarstwa. Daje do myślenia.
Wracamy do naszych czasów, mamy XXI wiek. Nowe technologie, zmiany, a marka nadal istnieje i to globalnie. Jest coś magicznego w tej szklance kruczoczarnego trunku, zwieńczonego pianą tak gęstą, że można położyć na niej monetę. W czasach pogoni za coraz to nowymi, coraz bardziej odważnymi (czy wręcz często jednowymiarowymi) smakami, Guinness jest piwem do którego zawsze z chęcią wracam. I nie mam absolutnie żadnego problemu, żeby spędzić nad nim cały wieczór. Zwłaszcza w doborowym towarzystwie.
Jakie jest to piwo, które niesie ze sobą taki ciężar gatunkowy oraz dobrze ponad dwa wieki historii Irlandii i nowożytnego piwowarstwa?
Piana: Dokładnie to czego można spodziewać się po azocie i jego rozpuszczalności w cieczach. Pierwiastku, który stanowi 78% powietrza. I dlatego też widget został opracowany w celu przeniesienia charakterystyki wyszynku piwa z pompy na tereny domowe. Piana jest jednym z dwóch wizualnych wyznaczników Guinnessa, ale o niej będzie jeszcze za chwilę ;)
Barwa: Drugi z wyznaczników – piękna, głęboka czerń złamana jednak przy krawędziach na ciemną wiśnię. Klasyka klasyki.
Aromat: Piwo, które poznam zawsze i wszędzie. Oczywiście w dzisiejszych czasach część osób uzna, że jest nikły, ale nie jest to prawdą. Delikatna kremowość, wanilia, lekkie estry owocowe i kwiatowe, aromat ciemnej czekolady i palonego jęczmienia.
Smak: Dwa słowa – Dry Stout. Wytrawne, o wysyceniu zachęcającym do dłuższego pozostania przy tym konkretnie wyborze na wieczór. W smaku grają akordy ziarnistości, jasnego słodu, wanilii, palonego jęczmienia, ziarna kawy, a sam finisz zwieńczony jest charakterystyczną dla Guinnessa lekko kwaśną końcówką.
Wiele razy spotykałem się z wypowiedziami osób siedzących w temacie piw rzemieślniczych, że co jak co, ale owszem – Guinness jest naprawdę w porządku piwem. O czymś to świadczy.
Czemu miałem wrócić do piany? Akurat w związku ze zbliżającym się świętem, marka Guinness proponuje konkurs na piwne wąsy.
Od dzisiaj przez 14 dni zadaniem dla osób biorących udział w konkursie jest:
- zrobienie zdjęcia z wąsami uformowanymi z guinnessowej piany,
- Opublikowanie zdjęcia na Instagramie lub Facebooku,
- Otagowanie zdjęcia hasztagami:
- #GUINNESS
- #SwPATRYK
- #GuinnessWorkshop
- #17marca
Najbardziej kreatywne, ciekawe i popularne zdjęcie zgarnia wyjazd do Dublina na Warsztaty Guinnessa (10-12 kwietnia) a kolejne 199 zdjęć dostaje czteropak Guinnessa.
Rozstrzygnięcie konkursu 28 marca.
Myślę, że warto ;) Sam w końcu muszę wybrać się do Dublina, bo jest to wręcz skandal, że jeszcze nie byłem.
Z kolei Kota poleca widget.