fanaberie inżyniera
Dzisiejszy wpis nie ma nic wspólnego z Ogólnopolskim Dniem Wychodzenia Plebsu z Szafy (żenujące żarciki w pakiecie) zwanym dla niepoznaki Prima Aprilis. Ot, ile można pisać tylko i wyłącznie o piwie? Blog powstał z założeniem trochę szerszej tematyki, więc wypadałoby w końcu coś z tym zrobić.
Od razu ważna uwaga – każdy ma swój rozum i wie czego może potrzebować na drodze. Zupełnie inne wyposażenie przyda się jeżdżąc tylko wokół komina, a inne jeżeli robimy 2,5k km w dwa dni. W deszczu. Po ciemku. Traktujcie więc ten wpis na zasadzie podpowiedzi a nie słów wyrytych na granitowych płytach. To co wożę ze sobą wynika z doświadczenia i przejechanych kilometrów, ale jednocześnie mojego stylu jazdy, posiadanego motocykla i konkretnych potrzeb. Plus mam naturę chomika oraz uznaję antyczną zasadę „lepiej mieć i nie potrzebować niż w drugą stronę”. Zresztą sami zaraz zobaczycie ;)
Pomaga mi w tym fakt, że F6C Valkyrie w wersji Tourer ma całkiem sporą ładowność. Same kufry boczne mają po 32 kwarty każdy. Niestety w pewne rejony tego wspaniałego świata wraz z cywilizacją nie dotarł jeszcze system metryczny i twardo trzymają się pogańskich rytuałów. Nie jestem pewien czy to kwarty „suche” czy „mokre”, więc uznajmy po prostu, że mają około 30 litrów pojemności. Plus mały schowek pod siodłem, wystarczający jednak na parę przydatnych drobiazgów.
Przylepiony na gluta kabelek jest od bocznych świateł pozycji/kierunku.
Co więc wożę przy sobie?
Zestaw spod siodła: żarówka stopu, żarówki kierunkowskazów, latarka z porządną diodą, Victorinox, zestaw kluczy „przydasie”. W zasadzie dość oczywisty zestaw i nie trzeba się nad nim rozwodzić. Zapasowe żarówki wymagane są w wielu krajach UE, pozostałe trzy przedmioty przydają się często w okolicznościach towarzyszących, ot grill czy insze ognisko.
Lewa sakwa: zestaw Slime z kompresorem, saperka, litr oliwy, rękawice, pasy.
Lecąc po kolei:
– Slime Moto: rzecz z gatunku „mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał testować”. W przypadku punktowego przebicia gumy powinien uratować sytuację na tyle by dojechać do najbliższego warsztatu (w przypadku opon motocyklowych termin „najbliższy” jest mocno dyskusyjny). Natomiast jeżeli ją rozerwiemy powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy w stanie ocenić skalę zniszczeń. Zestaw o tyle przydatny, że wyposażony w mini kompresor. Ten akurat sprawdziłem dobijając opony podczas zimowania – daje radę. Plus ma trzy możliwości podpięcia do zasilania (standardowa „zapalniczka”/klemy/wtyk prądowy do motocykli). Wadą jest beznadziejne podłączanie do wentyla, ale generalnie polecam.
– Saperka: „przydasie”. Jak widać używana, więc nie jest to przesada ;)
– Rękawice: wiadomo, głupio by było sobie środek rękawic motocyklowych uwalić smarem. Wtedy to przepadło, na zawsze.
– Oliwa: nie wiem po co ją wożę, jeżdżę Hondą nie HD.
– Pasy: wielokrotnie już przymykałem klapy kufrów pasami po większych zakupach. Plus zawsze można coś przytroczyć do siodła pasażera.
Tak, tutaj właśnie widać moją pewną skłonność do przesadyzmu i zbytniego zaopatrzenia. Przy okazji nie mam pojęcia gdzie została ustawiona ostrość zdjęcia, ale już trudno. Pełen dobrobyt: zestaw do kołkowania kół, manometr, apteczka, kamizelka odblaskowa, dodatkowe żarówki reflektora, kapturki do wentyli, pizdryki vel trytytki, „bomba” do kół, WD40, taśma „wszystkoklejąca”, śrubokręty płaski i krzyżak, kombinerki z obcęgami.
– Zestaw do kołkowania Procycle: znowu „mam nadzieję, że nigdy”. Kupiłem przed zestawem Slime, a że nie zajmuje dużo miejsca to został.
– Pancerny manometr: wg mnie wyposażenie obowiązkowe każdego pojazdu, a jednośladu w szczególności. Sprawdzam ciśnienie kół raz na tydzień/dwa tygodnie. Różnica w prowadzeniu nawet przy małym spadku ciśnienia jest dramatyczna.
– Apteczka: wiadomo.
– Kamizelka odblaskowa: jak wyżej.
– Dodatkowe żarówki reflektora: taka sama sytuacja jak w przypadku zapasu do stopu i kierunków. Trzeba mieć i tyle.
– Kapturki do wentyli: sprzedawane w ilości małego stada. Warto mieć, nie zajmują dużo miejsca.
– Pizdryki/WD40/taśma: klasyka gatunku „Jeżeli coś się rusza a nie powinno – taśma. Jeżeli nie rusza a powinno – WD 40.”. A jeżeli chcesz przymocować coś do czegoś to wtedy pizdryk dla pewności.
– „Bomba” do kół: używałem raz w życiu w samochodzie. Warto mieć nawet jak nie dla siebie to dla pewności towarzystwa z którym się jeździ.
– Śrubokręty: coś się obluzowało a nie chcemy używać taśmy ani pizdryków. Ewentualnie chcemy coś odkręcić, np. zdjąć klosze od świateł do ich wymiany.
– Kombinerki: a po co taki pizdryk zaciśnięty ma latać i denerwować na wietrze?
Sporo tego, ale powtórzę – latam dużo, nawet bardzo. Dodatkowo w miejsca, które Honda nie przewidziała dla motocykla bądź co bądź szosowego, o ciężarze małego kutra rybackiego.
Dla bardziej wrażliwych – lokowania produktów nie ma, wszystko to rzeczy kupione za moją ciężką krwawicę ;)
Do zobaczenia na trasie.