tym razem portery
Tydzień w zasadzie nie planowany, jakoś samo wyszło, że do recenzji trafiły same ciemne piwa. Stouty w niedzielę, we wtorek Oatmeal Stout z MaJera, dzisiaj z kolei portery. A to nie koniec, jutro będzie jeszcze jeden ciemniak. Nie narzekam, od zawsze preferuję ciemniejszą stronę procentów.
Portery i owszem, ale nie bałtyckie. Styl, który może być hitem w naszym kraju. Artezański Brown Porter idzie lepiej niż woda i razem z Pacific Pale Ale jest koniem pociągowym browaru. Piwa oferujące więcej smaków niż tradycyjny wytrawny stout, jednocześnie niesamowicie pijalne i przyjemne w odbiorze. Nic nie umniejszając tutaj porterowi bałtyckiemu są to jednak bardziej knajpiane gatunki.
Oczywiście polska nauka zna przypadki wychylenia paru kufli bałtyckiego porteru pod rząd. Pół litra wódy też można naraz obalić, ale takimi przypadkami nie zamierzam się zajmować na blogu.
Meantime Chocolate Porter
Piana: Średniopęcherzykowata, beżowa, początkowo niska i szybko opada do wspomnienia. Nic szczególnego.
Barwa: Klarowne, dosyć jasne – ciemna wiśnia/palisander.
Zapach: Czekolada, kakao, wanilia, ciemne słody, lekkie estry kwiatowe. Espresso, świeżo zmielone ziarna kawy. Rzeczywiście nazwa nie kłamie, zapach kojarzy się z bardzo dobrą czekoladą. Z każdym kolejnym niuchem odkrywamy coś nowego, profil zapachowy bardzo przyjemnie rozwija się z czasem.
Smak: Kawa, czekolada i potężna słodowość. Początkowa wspaniała dawka słodowości przechodzi w akcenty czekoladowe, kawowe, lekką kawową cierpkość, by skończyć aksamitnymi nutami.
Anchor Porter
Produkowany w San Francisco od 1972 roku. Znaczy się tradycyjny i powinien dostać znak produktu regionalnego ;)
Piana: Piękna, wybitnie bujna, drobnopęcherzykowata, beżowa, o konsystencji ubitego białka. Oblepia szkło i wygląda genialnie.
Barwa: Ciemniejszego portera bałtyckiego, praktycznie stoutowata.
Zapach: Chleb bananowy, kwas chlebowy, chleb razowy, lukrecja i ciemne słody. Mocno niestandardowo. Banany i lukrecja bardzo dużo przykrywają. Ja nie znoszę lukrecji tak samo jak anyżu, więc jest to dla mnie powód, by więcej tego piwa nie kupować. Ciemne słody. Bardzo leciutkie cytrusy z chmielu, przykryte przez resztę aromatów.
Smak: Dosyć mocno wysycone, ciemne i palone słody na finiszu oraz lekkie mydło. Początkowa słodowość przechodzi od razu kwaskowaty, cierpki finisz.
Midnight Porter
Piana: Piękna, wybitnie bujna, drobnopęcherzykowata, beżowa, ale jaśniejsza niż w Anchor, o konsystencji ubitego białka. Oblepia szkło i wygląda genialnie.
Barwa: Stout.
Zapach: Słodowa pełnia, ciemne słody, lekka aksamitność, delikatne cytrusy i imbirowy finisz.
Smak: Tak jak w przypadku zapachu pierwsze skrzypce gra słodowa pełnia, następnie wkraczają bardzo przyjemne, delikatne smaki ciemnych słodów, by finiszować imbirem oraz aksamitnym smakiem palonego jęczmienia. Wysycenie średnie.
Left Hand Brewing Black Jack Porter
Piana: Słaba, początkowo 1cm i bardzo szybko opada do wspomnienia. Przybrudzona.
Barwa: Ciemny brąz z wiśniowymi refleksami.
Zapach: Czekolada, likier irish cream, estry owocowe, lekki aromat łuski prażonego jęczmienia, ciemny chleb. Bardzo delikatna lukrecja.
Smak: Niskie wysycenie. Piwo jest dosyć wytrawne o stosunkowo niskiej pełni. Rozpoczyna się lekką słodyczą i karmelami, by finiszować gorzką czekoladą i smakami palonymi. Sam finisz jest zresztą lekko pylisty i ciemny, palony.
Poprzedni rok należał do piw, które w większych dawkach u ludzi nie przyzwyczajonych mogły wywołać paraliż języka. Czy w tym roku będziemy świadkami wysypu piw sesyjnych? Życzyłbym tego i Wam i sobie.