czy Rodenbach ma się czego bać?
Tak się złożyło, że równo w Dzień św. Patryka magicy z Artezana rozlali chyba najciekawsze jak do tej pory piwo w tym roku. Flanders Red Ale leżakowane w beczce po Bordeaux? Opisywałem już piwo leżakowane w beczce po whiskey, ale czegoś takiego jeszcze na naszym rynku nie było. Rozlali zresztą w ilości mocno limitowanej – 240 butelek i 3 kegów. Dlatego radość moja była wręcz niewymierna, kiedy udało mi się zdobyć jedną butelkę do testów. Jeszcze trochę i zostanę oficjalnym „endorserem” Piwonii ;)
Wiedziałem, że zakopana gdzieś w folderach recenzja Rodenbacha kiedyś mi się przyda. Zacznijmy więc od „piwa kalibracyjnego”.
Rodenbach Flemish Red-Brown Ale
Piana: Bardzo nikła, praktycznie od razu opada.
Barwa: Nieklarowne, bardziej brązowe niż czerwone.
Zapach: Dzieje się. Z ciekawszych aromatów mamy tutaj ocet, kurnik i mleczno-ziemniaczaną autolizę. Do tego karmel, lekka słodycz oraz owoce, w szczególności zielone jabłka. Plus razowiec na zakwasie.
Smak: Ciekawe piwo, kwaskowate na początku, na finiszu zaczyna grać bardzo mocna słodycz pochodząca ze słodów karmelowych. Cierpkie z owocowymi posmakami. Wrażenia podobne towarzyszących jedzeniu mocno kwaśnych jabłek. Profil dosyć ciekawy i zaawansowany, rozwija się w trakcie picia. Bardzo niskie nasycenie.
Artezan Chateau
Piana: Drobnopęcherzykowata, lekko przybrudzona, początkowo średniobujna opada do 0,5cm warstwy.
Barwa: Opalizujące, piękny rubin.
Zapach: Bardzo wysoka owocowość: śliwki, morele, czerwona porzeczka, lekka kwaskowatość. Cierpka żurawina podbudowana karmelową słodowością. Lekkie drewno, delikatny acz wyczuwalny aromat czerwonego wytrawnego wina. Tak jak w przypadku Rodenbacha profil jest skomplikowany i rozwija się w trakcie wąchania i ogrzewania. Jest to piwo nad którym trzeba się zastanowić, żeby móc docenić kunszt piwowarów.
Smak: Nisko wysycone o dosyć niskiej pełni. Zaczyna się od orzeźwiających, cierpko-kwaskowatych nut. Następnie przechodzi w czerwone owoce (żurawina, niedojrzałe śliwki, czerwoną porzeczkę, winogrona). Finisz z karmelowych słodów, lekko rodzynkowy. Delikatnie rozgrzewa. Bardzo delikatne smaki winne.
Co tu mogę więcej napisać, zdecydowanie wolę polski produkt. Ikony ikonami, ale smak smakiem. Wersja od Jeży jest znacznie bardziej pijalna, przyjemniejsza i po prostu lepsza.
Jest jeszcze jedna kwestia nad którą warto się pochylić przy tym piwie. Wyprodukowana ilość była wręcz symboliczna. I mimo tego piwo z numerowanymi etykietami, w normalnej półlitrowej butelce kosztowało w sklepie 10pln. Za produkt unikalny, prezentujący kunszt piwowarów – cena wręcz okazyjna.
Oczywiście jest to kamyczek rzucony w stronę piw Kopyra&Widawa, które często wadliwe kosztują po 8-9pln za małą butelkę. Jest to o tyle zabawne, że nie zdziwię się jeżeli najnowszy wynalazek – PIPA Miś, będzie kosztował 10pln za 0,33l. W końcu wyszło mniej piwa niż powinno, więc trzeba na konsumentach odbić. Piszę to na zasadzie „food for thought”. Portfelami też można głosować. A ten rok będzie obfitował w nowe przedsięwzięcia, nowe piwa i nowe nazwiska na scenie piwnej.