ale przyjechał Jeż z odsieczą
Wczorajszy dzień to ogólne szaleństwo, które zostało zwieńczone drugim International Stout Day. Zdjęć nie mam, aparatu mi się nie chciało ze sobą targać przez pół dnia, a jednak komórka nie sprawdza się wybitnie w średnich warunkach oświetleniowych. Grunt, że w Po Drugiej Stronie Lustra była wuchta ludzi.
Powszechnie wiadomo, że Kopyr jest najostrzejszym krytykiem swoich piw. Także z duszą na ramieniu oraz trzęsącymi się rękami zamówiłem u nadobnej barmanki dużą Kawkę. Musiałem wyglądać wyjątkowo słabo, ponieważ zostałem zapytany czy z mlekiem. Szczęśliwie z opresji wybawiła mnie druga barmanka, szybka niczym pistolet, strofując koleżankę, że chodzi mi o piwo. Dziękuję!
A teraz już serio, słysząc zapowiedzi o Coffee Stout spod znaku Widawa&Kopyra miałem dwa skojarzenia:
2 – zostanie to zaprzepaszczone przez przesadę w którymś ze składników
Lubię mieć rację, ale stouty równie mocno lubię, więc nie obraziłbym się za porządnego przedstawiciela stylu.
Piana była rzeczywiście zacna, barwa takoż. Aromat to już sama kawa, nic poza tym. Aż nasza mnie refleksja czy rzeczywiście nie została nalana mi kawa z pianką. No, ale zakładając, że to Coffee Stout to mimo jedno wymiarowości możemy uznać to za plus. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze jak pachnie Kujo to zapraszam do lektury tutaj.
Natomiast smak, hmm. Spośród kilku osób z którymi wymieniłem wrażenia z degustacji w trakcie trwania zabawy tylko Hasintus z Artezana był zachwycony. Reszta, włączając w to mła, stwierdziła kolektywnie co następuje:
-
kawy dopieprzono bez sensu i praktycznie zabiła wszelkie inne aromaty
-
piwo było w cholerę kwaśne i od kawy i od ciemnych słodów
-
zbalansowanie? A co to?
-
za wysokie wysycenie
-
pijalność zerowa, od połowy szklanki język stawał kołkiem
Jakbym chciał zamówić półlitrowe espresso to bym je zamówił, nie potrzebuję do tego piwnego ersatzu. A tak niewiele zabrakło. Niższe wysycenie, połowę mniej kawy, więcej słodów karmelowych i byłoby naprawdę zacne piwo. No, ale sukces jest w końcu całe piwo zeszło ;)
Natomiast dochodzimy tutaj do niespodziewanego przewrotu piwnego. Kiedy chciałem poświęcić się dla sprawy i kupić jeszcze jedną Kawkę, okazało się, że jej już nie ma. Za to był Artezan IPA. Well fuck me sideways, do want!
W zgodnej opinii towarzystwa przy stoliku Artezan zarządził zrywając wszystkim bereciki. Piana po prostu książkowa, pozostawiając pięknie wyspiarskie pierścienie po każdym solidnym łyku. Aromat początkowo głównie estrowy, po ogrzaniu uwodził również chmielami. W smaku wytrawniejszy niż poprzednia edycja, ale nadal w stylu i to z szykiem i fasonem. Piwo tak sesyjne jak tylko się da.
PS. Jakby co kupiłem jeszcze Kawkę w wersji butelkowej.
PS2. W takich okazjach uwielbiam fakt, że jest sporo ludzi do skonfrontowania opinii.