Albion IPA?
Dobra, przyznam się od razu na początku. Wiedziałem, że to piwo będzie słabe. Ciężko więc mówić o jakimkolwiek rozczarowaniu. Ba, wręcz spełniło pokładane w nim nadzieje. Czasami zdrowa dawka masochizmu sensorycznego pozwala na odświeżenie poglądów.
Greene King Yardbird American IPA
Ta, no. Standardowo 4% IPA.
Piana: Żałosna, trochę lepsza niż na koli. Bardzo szybko znika.
Barwa: Złoto, absolutnie klarowne.
Zapach: Od razu po otwarciu butelki daje angielskimi chmielami, ale szybko zanikają. Jankeskich nie ma wcale. W ogóle dziwne piwo, pachnie jak brzoskwiniowa Nestea z dodatkiem jabłek. Trąca wręcz piwem bezalkoholowym, aldehyd octowy na bardzo wysokim poziomie. Już na tym etapie „AIPA” można włożyć do pudełka z napisem „pobożne życzenia/rzut na kasę”.
Smak: W smaku jest lepiej niż w zapachu, ale to nie było szczególnie trudne. Pierwszy akord to lekka słodowość, od samego początku gra potężny aldehyd octowy. Zaraz pojawia się gerbata z cytryną, Nestea brzoskwiniowa i lekki karmel. Ta cytryna to chyba jedyny odnośnik do cytrusowości AIPA w tym piwie. Finisz o dziwnej goryczce, silniejszej niż w standardowym angielskim IPA. Musieli dorzucić ciekawych ekstraktów. Szorstki, średnio przyjemny. W dodatku pusty.
Ciężko mówić o zbalansowaniu piwa, jeżeli nie ma nawet czego zbalansować. Angielskie IPA bez polotu i większych ambicji.