pierwsza lokalu, druga już bardziej standardowo
Poprzedni tydzień był wyjątkowo intensywny. Najpierw Intel Extreme Masters w Katowicach, następnie 17 marca i dzień św. Patryka, dzień kawowy w Samych Kraftach i na sam koniec wspomniane w tytule premiery. Co też takiego się wydarzyło?
Piątkowa premiera trochę bardziej pro forma, w końcu knajpa działała już od poniedziałku. Ale to akurat nie dziwi, nikt nie wiedział kiedy w końcu dojdzie do wykucia ostatniego podpisu na granitowej płycie z koncesją. Skoro udało się wcześniej (aczkolwiek i tak później niż pierwotnie zakładano) to tym lepiej. Opisywaną knajpą jest oczywiście, druga już, warszawska Chmielarnia.
Co z kolei jest też ciekawym zrządzeniem losu, w końcu niedawno otworzono drugą linię metra dzięki czemu na Twardą jedzie się już całkiem sympatycznie i ze stacji Rondo ONZ są raptem trzy rzuty kamieniem.
Ale Chmielarnię 1 już kiedyś opisywałem. Teraz pora na drugi lokal. I różnice są, napisać że znaczne to nie napisać nic. O ile „Jedynka” przypomina klimatem lokale do których chodziłem za czasów późnego liceum i na studiach, tak „Dwójka” jest już zdecydowanie bardziej otwarta dla przypadkowych gości. Przestrzeni jest od groma – z tego co zapamiętałem około 200 metrów kwadratowych, podzielonych zresztą na kilka pomieszczeń. Duże okna będą dawać sporo światła i zachęcać przechodzących Marszałkowską do zainteresowania się lokalem. Świetny jest długi bar, cieszy również powtórzenie patentu z podświetleniem chłodni i zainstalowaniem w nim okna. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej już dla Chmielarni kuchni tajsko-nepalskiej, co przy sporej ilości miejsc siedzących dobrze rokuje na przyszłość.
Kranów w tym przypadku mamy dwanaście, zrezygnowano również z najmniejszej pojemności 0,25 zostawiając standardowe „małe” i „duże” piwo. Czy to źle czy dobrze – czas pokaże. Nie ukrywam, że uważam patent z serwowaniem piwa w pojemności 0,25 za dobry, zwłaszcza w przypadku ekstraktywniejszych i ekstremalniejszych przypadków. (Errata – pojemności 0,25 i 0,33l obowiązują właśnie w przypadku takich piw. Jakieś zaćmienie musiałem mieć pisząc, wszak jest to nawet na zdjęciu).
Na otwarciu pojawiła się praktycznie cała warszawska branża, część wróciła chyba tylko na chwilę do domu w celu zregenerowania sił by pojawić się następnego dnia na premierze Imperial Citra z Browaru Birbant. Nadmiar wrażeń? Na pewno nie dla Jarka i Krzyśka, after party odbyło się w Piwnej Sprawie. Jest to już kolejny after, który odbywa się w tym, nie ukrywajmy, dość daleko położonym od względnej cywilizacji miejscu. I kolejny oficjalny. Cieszy mnie taka współpraca między poszczególnymi lokalami i browarami, pokazuje że można zrobić coś razem a piwny rynek i branża nie są jako postaw czerwonego sukna za który ciągnie kto żyw ;)
Z kolei samo premierowe piwo bardzo przyjemne, jak normalnie dość wrogo podchodzę do idei single hopów, tak w przypadku Citry chłopakom udało się elegancko zbalansować piwo.
Nie trując dłużej – galeria z dwóch dni.
PS. Złośliwość rzeczy martwych. Akurat bez wyraźnej przyczyny wywaliła się wtyczka od galerii. Być może namyśli się i zacznie działać, jak nie to zajmę się tym po powrocie z warzenia nowego piwa ;)