i jego słoneczne Ale
Co by nie mówić – pojawienie się Doctor Brew wywołało wiele różnych reakcji. Głównie za sprawą tekstów marketingowych, które znalazły się na stronie. I w konsekwencji na etykiecie (na razie sztuk jeden). Ja osobiście nie przepadam za takim przesłodzonym pipczeniem, ale co kto lubi. Jak się sprawdzi to dobrze dla nich.
Jeszcze w kwestii etykiety – wygląda to całkiem przyzwoicie i elegancko. Plus za czytelne piktogramy i informacje dotyczące piwa. Tylko jak tam z zawartością?
Doctor Brew Sunny Ale
Piana: Początkowo bujna, drobnopęcherzykowata, kremowa, dosyć szybko jednak opada. Znaczy szkło.
Barwa: Brzoskwiniowa, mocno zmętnione.
Zapach: Głównie grejpfrut, cytrusy, trochę mango i żywice. Do tego lekka słodowość i drożdże. Jest całkiem zacnie.
Smak: Średnie wysycenie, niska pełnia. Pierwszy akord to delikatna i bardzo krótka słodowość, praktycznie do razu przechodząca w nuty grejpfruta, cytrusów, lekkie mango i żywice. Finisz mocno goryczkowy, ale niestety mocno niezbalansowany. Goryczka jest przesadzona, pestkowa, ściągająca. Pozostaje długo po przełknięciu, dosłownie jak po Citrosepcie.
Jakiś początek to jest. Może w tym szaleństwie jest metoda, trzeba Sunny Ale cały czas pić, żeby nie dopuścić do zmysłów końcową goryczkę. Natomiast jak już się skończy to pojawia się paląca potrzeba przepłukania gardła czymś słodkim.