Dzisiejszy wpis na Tydzień Porteru Bałtyckiego na Piwnym Garażu będzie z gatunku tych szybszych. Ot stwierdziłem, że skoro do paczki z Browaru Zamkowego Cieszyn dołączona była pięćdziesiątka z porterową Okowitą to warto by było coś więcej na ten temat skrobnąć.
Z destylatami piwnymi, Bierbrand, spotkałem się po raz pierwszy kilkanaście lat temu podczas pierwszego wyjazdu na Brau Beviale w Norymberdze. Nota bene, żeby dodać grozy rysowi historycznemu, na wyjazd nas naszło po zobaczeniu informacji na ten temat na Browar.biz. I z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Red.Naczelstwo czyli Arta i Maggyk oraz Andreasa Urbanka, który wziął na siebie rolę przewodnika :)
Jeden z browarów znajdujących się na terenie starego miasta, Hausbrauerei Altstadthof, ma destylat piwny chyba z każdego ze swoich piw. Plus destylaty chmielowe, słodowe, octy i musztardy piwne, cukierki i czego tylko dusza zapragnie. Plus całkiem dobrą kuchnię, więc polecam odwiedzić jeżeli będziecie w okolicy. Która to jest naprawdę urokliwa.
W każdym razie cieszy mnie, że zaczęły pojawiać się szerzej tego typu produkty i u nas. Zwłaszcza, że te które do tej pory piłem były naprawdę jakościowymi trunkami. A nie będę ukrywał – destylaty lubię, na destylatach pracuję i szkolę, więc jakiś tam punkt odniesienia mam.
Zabierzmy się zatem za, nie bójmy się tego słowa, sampelek Podole Wielkie&Browar Zamkowy Cieszyn. Okowity są o tyle fajne, że nie będąc wybitnie rafinowanymi zachowują wiele cech surowca bazowego. Czyli w tym przypadku powinniśmy spodziewać się nut pochodzących z porteru bałtyckiego.
Nalewa się gęsto do kieliszka, co już jest zachęcającą okolicznością przyrody. W aromacie uderza mocno w nuty śmietankowe, kremowe wręcz. Jednocześnie czuć estrowość – głównie gruszka, ale pojawiają się też delikatne nuty banana. Dużo nut pieprznych, z kolei słodowość dała akcenty karmelowe.
W smaku znajdujemy potwierdzenie estrowości, śmietanki i pieprzności. Dużo bardziej wychodzi warstwa słodowa, przewija się nawet lekka nuta biszkoptowa.
W krótkich żołnierskich słowach – gładko wchodzi, mocno pijalne, nie pali rury.
Z kolei drugi trunek jest moją własną domową interpretacją Porterówki. Ile osób ją przyrządzających tyle Porterówek, natomiast w większości przypadków są one słodkie. Stwierdziłem, że pójdę zupełnie inną ścieżką sensoryczną. I niecnie wykorzystałem do tego dębowe kostki, które rok wcześniej macerowały się razem z 1,5 litra Negroni przygotowanego na Sylwester.
Po opróżnieniu butelki w której przegryzało się wspomniane Negroni kostki zostały zabezpieczone spirytusem, ot żeby nie wyschły do czasu aż podejmę decyzję co z nimi zrobić.
Korzystając z okresu świątecznego zalałem wędzone gruszki, śliwki i jabłka Old No. 7 i tak trzymałem do momentu aż uznałem, że przegryzło się wystarczająco. I wtedy macerat trafił do 1,5 litrowej butli z kostkami a całość została uzupełniona wymrożonym Porterem Bałtyckim z Okocimia. Ot i tyle filozofii.
Myślę, że najbardziej trafnym określeniem sensorycznym będzie „Negroni zmieszane z porterem bałtyckim, jankeską rudą na myszach i wędzonymi owocami”. Jest wytrawnie, wielowarstwowo, dymnie. Jednocześnie grają nuty czekoladowe, kawowe, waniliowe, dymu, owoców oraz drewna i wytrawnej strony Negroni. Zupełnie inne podejście niż standardowe likierowe, ale jako digestif sprawdza się znakomicie.
Jakie macie nastawienie do piwnych destylatów? Ciekawią Was, sprawdzacie nowości? Czy raczej wolicie trzymać się bardziej standardowych mocniejszych alkoholi?