Dzisiaj browar rodem z Brukseli i to nie tylko z nazwy. Dodatkowo taki z którego piwami miałem okazję (i przyjemność) zapoznać się kilka lat temu na oficjalnej imprezie współorganizowanej przez ambasadę Belgii, a później ich klasę potwierdzić na ostatnim Warszawskim Festiwalu Piwa.
Podczas którego to zresztą Szymon Urban reprezentujący Brasserie de la Senne był gościem panelu tematycznego, który miałem zaszczyt poprowadzić. Jeżeli nie widzieliście na żywo, bądź nie zaglądacie na oficjalny kanał WFP to polecam uwadze nadrobić ;)
Wpis został stworzony we współpracy z dystrybutorem (między innymi) belgijskich piw – SmakPiwa.pl
Warto udać się na stronę browaru, podoba mi się, że na pierwszym miejscu swojej filozofii mają „pasję do goryczki”. Będzie to widać na przykładzie dzisiejszego piwa.
A jest nim Saison de la Senne. Saisony lubię, Saisony cenię i z przyjemnością piję. Co jednak się stanie jeżeli połączymy Saisona z lambikiem rodem z browaru Cantillon a następnie całość przelejemy do dębowej beczki? I przy okazji jeszcze nie uda nam się powstrzymać przed chmieleniem na zimno? Oraz ze względu na globalną sytuację trochę zapomnimy o tym piwie i zamiast leżeć w beczkach rok przeleży tam dwa lata?
Wygląd: Piana śnieżnobiała, zbudowana z drobnych pęcherzyków, gęsta. Wolno opada do cienkiej warstwy. Barwa piwa – jasne złoto, wyraźnie opalizujące.
Aromat: Pierwszoplanowo moc owocowych estrów – morele, brzoskwinie, mirabelki, bardzo delikatne nuty niedojrzałego banana. Zaraz za nimi grają absolutnie fantastyczne nuty fenolowe, dzikie i lekko wręcz octowe. Zasadniczo najlepszym określeniem by było „Saison zmieszany z Gueuze”. Wpadają w klimaty cydrowe, winne. Po ogrzaniu pojawia się lekka wanilia. Dopiero na finiszu mamy nuty słodowe – biszkopt, herbatniki. Ale uczciwie trzeba przyznać, że praktycznie w całości są zdominowane przez nuty fermentacyjne.
Smak: Wysokie wysycenie, średnia pełnia. Od pierwszego akordu zaczynają grać nuty dzikie, octowe i fenolowe. Delikatna słodowość pojawia się po chwili. W drugim akordzie dzikość przechodzi w owocowe estry, które znamy już z aromatu. To ciekawe jak w smaku te dwie główne składowe profilu zamieniły się miejscami, pierwszeństwem. Finisz o dziwo nad wyraz goryczkowy, zarówno chmielowo (ziołowo-przyprawkowy) jak i cytrusowe albedo oraz przyprawy.
Świetne, wielowymiarowe piwo, absolutna klasa światowa. Dla miłośników Saisonów (ba – Gueuze również) pozycja obowiązkowa. Polecam również wszystkim, którzy tęsknią za goryczką. Saison de la Senne ma ją na zdecydowanie wyższym poziomie niż większość IPA oferowanych aktualnie na rynku.
I takie piwa zarówno do foodpairingu jak i miksologii są świetnym wyzwaniem. Mnóstwo smaków i aromatów, które warto wpleść we wspólną kompozycję.
Często pierwsze skojarzenia będą poprawne. Mamy piwo, które jest mocno wysycone, z bogactwem owocowych, dzikich i pieprznych nut oraz solidną, wpadającą w cytrusy goryczką. Czyli nie boimy się mocnych połączeń, ale jednocześnie chcemy podbić trochę warstwę słodową i cytrusy, a złagodzić wysycenie i goryczkę. Brzmi jak tarta z kremem cytrynowym i pianką. Podbitą Angosturą, bo czemu by nie. Pasuje nawet do rosołu (serio, sprawdźcie sami).
I dokładnie to otrzymujemy. Piwo fantastycznie spłukuje, dość w końcu solidną, tartę z kubeczków smakowych. Jednocześnie nuty cytrusowe łączą się z owocowymi estrami oraz albedową goryczką, która z kolei jest hamowana przez słodycz. Biszkopt, zgodnie z założeniami, doskonale podbija warstwę słodową piwa, natomiast Angostura jeszcze bardziej wyciągnęła nuty dzikie, winne i octowe.
Kapitalne połączenie. Proste, a skuteczne.
Dobra, a co z miksologią wychodząc z dokładnie tego samego założenia?
Wybaczcie mi ponowne użycie ginu. Prawda jest taka, że belgijskie piwa wybitnie lubią się z ginem/jeneverem/geneverem. Nota bene w belgijskim Hasselt znajduje się świetne muzeum geneveru, polecam jeżeli będziecie w okolicy.
Saison de la Senne Gin Sour
- 50ml Saison de la Senne
- 50ml Gin
- 20ml sok z cytryny
- 20ml białko jaja
- 3 dashe Angostury
Czego brakuje do klasycznej receptury souera? Cukru. Stwierdziłem (jak się okazuje słusznie), że zdecydowanie ciekawiej będzie pójść w wytrawną stronę i nie powinno brakować tutaj słodkiej kontry.
W konsekwencji mamy zachowany charakter zarówno piwa jak i ginu. Nuty ziołowe ginu doskonale odnajdują się w towarzystwie zarówno estrów jak i fenoli. Z kolei cytryna podbija nuty dzikie, octowe, ale również nie zapomina o goryczce. Białko nadaje ciała i sprawia, że całość nie jest cienka czy wodnista.
Pozostaje mi tylko zapytać czy mieliście przyjemność spotkać się z tym piwem i jak Wasze wrażenia :) Natomiast jeżeli jeszcze nie mieliście – raz jeszcze zachęcam do nadrobienia tematu zwłaszcza, że do SmakPiwa.pl wyjechała z browaru przedostatnia istniejąca paleta tego piwa, więc praktycznie ostatnia szansa na zakup :)