czyli jak Brew Dog trzepie kasę na neofitach
Jako, że jesteśmy te kilkanaście lat za Zachodem odnośnie piwa, to ostatnimi czasy przedmiotem pożądania „świadomego” (czy może bardziej „uświadomionego przez Internet”) piwosza są produkty szkockiego Brew Doga. TL;DR żeby się nie rozwodzić: dwóch typów otwiera browar, zaczynają od agresywnego marketingu i szokowania produktami (jankeskie style, wyścig na ilość procentów w piwie, takie tam pierdolety) potem jadą na renomie mimo, że cokolwiek im się produkcja zwiększyła. Zasadniczo w Zjednoczonym Królestwie nikt już się nie jara ich produktami, bo są znacznie lepsze i ciekawsze browary i piwa.
Natomiast jak czytam sobie recenzje ich piw to odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia z piwną odmianą syndromu sztokholmskiego – „skoro już wydałem 20/30/40pln na ich piwo to ma być ZAJEBISTE i niech inni zazdroszczą, bo nie przyznam się, że sfrajerzyłem i wtopiłem kasę”. Dlatego jak tylko pojawia się kolejna dostawa wszyscy gromadnie wyciągają sakiewki i rzucają złotymi dukatami w sprzedawcę, byle tylko liznąć boskiej ambrozji. Ale! Od czego macie mnie, wystarczy, że ja wtapiam kasę na wynalazki. Wy już nie musicie.
Dlatego kupiłem tak zachwalane 5 A.M. Saint i Hardcore IPA w celu sprawdzenia, czy rzeczywiście jest czym się tak grzać. Szczególnie to drugie ma opinię, że wystarczy otworzyć kapsel i już cieknie po nogawce do cholewki.
Iconoclastic amber ale (ale także uber-hoppy red ale, niechże się zdecydują).
Barwa: bardziej rubin niż bursztyn. Nieklarowne.
Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada.
Zapach: miodowy z cytrusami pochodzącymi z chmieli. Plus estry owocowo-kwiatowe i lekkie fuzle. Generalnie bardzo fajny, zbalansowany bukiet. W tle bardzo, ale to bardzo delikatna autoliza, brak natomiast DMS czy diacetylu. Podoba mi się.
Smak: Po zapachu spodziewałem się słodkiego, słodowego i pełnego piwa. Jest wprost przeciwnie. Bardzo wytrawne, ale jednocześnie żałośnie płaskie i mało treściwe. Niefajnie kwaskowate od użytych ciemnych słodów. Goryczka początkowo spora, bardzo szybko zanika co akurat jest OK, bo nie męczy. Dodatkowa goryczka jest także od użytych słodów. Lekka ziemistość w smaku. Jeżdżąc piwem po języku to praktycznie pijemy cierpką wodę z goryczką, zaczerpniętą z kałuży na trawniku. A na koniec pozostawia jeszcze dziwny posmak.
Hardcore IPA
Explicit Imperial IPA, czyli tak ukochany przez nasze browary kontraktowe styl.
Barwa: Bursztynowa. To jest bardziej amber niż 5 A.M Saint. Nieklarowne.
Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada.
Zapach: W zasadzie baza podobna do 5 A.M. Plus nuty ananasowe, mango, brzoskwinie oraz alkoholowo-rozpuszczalnikowy akcent. Parfuma po prostu. Chyba mi się amerykańskie chmiele przejadły. Wszyscy zaczynają ich wpieprzać bez sensu i umiaru i każde piwo pachnie przez to podobnie. A taka różnorodność i wybór niby.
Smak: Czuć, że ma ponad 9% alkoholu, a więc i adekwatny ciężar gatunkowy ekstraktu. Piwo co ciekawe jest słone i to mocno. Goryczka jest zalegająca, ale jest to w miarę niwelowane przez słodowość. Na pewno przez to, że jest treściwe jest już lepsze niż 5 A.M. Ale i tak można je streścić w trzech słowach: goryczkowe, kwaśne, słone.
Ale butelki, etykiety i kapsle mają ładne, to trzeba im przyznać. No i oprawa graficzna jest przemyślana. Tyle, że to strzelanie na wiwat, ot i tyle.