było na co czekać
Przez Gliwice zdarzało mi się przejeżdżać wielokrotnie, problem polegał na tym, że zawsze byłem zmotoryzowany i odpadała możliwość zajrzenia do Minibrowaru Majer. A co ważniejsze spróbowania dzieł Michała Grossmana, który to jest zacnym piwowarem.
Dlatego w momencie w którym dowiedziałem się o uwarzeniu przez Michała Oatmeal Stouta nadeszła pora uruchomić kontakty. Parę gróźb karalnych, anonimowych listów wyklejonych literkami z gazet i martwy drożdż (sztuk jeden) znaleziony rano na pościeli przyniosły skutek. Listonosz zapukał do drzwi z cokolwiek ciężką paczką.
Przy okazji, seria etykiet w stylu pin-up jest cudnej wręcz urody. Już pisałem to na fejsbuczku, ale się powtórzę – jeżeli Majer zrobi etykietę łączącą pin-up i motocykle to będzie to pierwsza etykieta jaką zachowam.
Majer Oatmeal Stout
Piana: Brązowa, drobnopęcherzykowata, nie jest szczególnie bujna, ale za to jest trwała. Piwo prezentuje się po wyspiarsku.
Barwa: Czarne. Widać jednak podczas nalewania, że jest nieklarowne.
Zapach: Słody jasne i ciemne, lekka pylistość wraz z aksamitnością, wyraźny słodkawy aromat owsa. Lekkie estry owocowe i kwiatowe oraz delikatny wyspiarski chmiel. Bardzo zbalansowanie, bardzo delikatnie, nie zamierza zgwałcić zatok zapachem.
Smak: Startujemy palonym jęczmieniem przechodzącym w słodowość oraz owsianą aksamitność, by finiszować lekką cierpkością i goryczką zarówno ciemnych słodów jak i chmielu. Dosyć nisko nasycone.
Przy okazji inne stouty opisane z okazji Dnia św. Patryka – klik.