Guinness Awards 2015
Są takie marki, nie tylko piwa, które niosą ze sobą wspomnienia i emocje. Dla mnie jedną z nich jest właśnie irlandzkie czarne złoto – Guinness.
Wpis komercyjny sponsorowany przez markę Guinness
11 lat temu, w momencie kiedy dopiero zaczynałem odkrywać przebogaty świat piwa i piwnych rytuałów, na warszawskiej Tamce znajdował się najlepszy pub irlandzki w Polsce – Morgan’s Pub. 99% jego klimatu skupiało się na właścicielu i jego znajomych. Świętej pamięci Ollie Morgan, rodowity i już wtedy sędziwy Irlandczyk z Belfastu, z pewnych powodów musiał udać się na emigrację i wylądował ostatecznie w Polsce. Co może robić Irlandczyk na emigracji? Oczywiście otworzyć porządny pub.
Ponad dekadę temu – były to czasy kiedy po dopiero pojawiające się szerzej piwa regionalne jeździłem z Ursynowa do Centrum do najbliższego sklepu pt. „piwa świata”. Z kolei fascynacja muzyką celtycką i irlandzką kulturą (do tej pory mam podręcznik do gaelickiego, szkoda że nic z tego nie wyszło) w prostej linii doprowadziła do szwędania się po pubach i Echach Celtyckich.
Jednym z rytuałów jest nalewanie Guinnessa w dwóch krokach, w myśl hasła „good things come to those who wait”. Oczywiście my wtedy o tym nie wiedzieliśmy. Dlatego absolutnie pierwsza styczność z porządnie nalanym piwem była na zasadzie „a ok, chyba się nie zrozumieliśmy i zostało polane małe”. Zabraliśmy więc niedolane piwa i udaliśmy się w stronę stolika. Nie zdążyliśmy usiąść a już pojawiła się barmanka i wyjaśniła nam nasz karygodny błąd. Była to jednoczesnie pierwsza styczność z piwną kulturą.
Następne lata, czasy przecież „przedrewolucyjne”, spędzaliśmy z ekipą zawsze 17 marca i Arthur’s Day w pubach o których wiedzieliśmy, że piwo nalewane jest zgodnie ze sztuką. Z kolei Majk po szwędaniu z plecakiem i namiotem po Szmaragdowej Wyspie przywiózł mi 10pak wtedy niedostępnego u nas puszkowego Guinness’a.
Miało to też wpływ na moją drogę piwowarską. Pierwsze piwo jakie uwarzyłem w domu, jeszcze z brew kitu, oczywiście – Irish Stout. Tak samo następne – brew kit z własnym chmieleniem oraz już pełen zasyp. Generalnie szacuję, że jakieś 3/4 piw uwarzonych w warunkach domowych było stoutami różnych odmian. Zapewne miało to jakiś oddźwięk na tegorocznym Golden Beer Poland – Turbo Geezer uzyskał złoto w swojej kategorii. Przypadkiem to nie zdecydowanie nie było ;)
W zasadzie gdybym miał określić mój ulubiony gatunek/styl piwa, czy raczej rodzinę piw – byłyby to właśnie stouty. Wytrawne, słodkie, imperialne, z dodatkami, amerykańskie – do wyboru do koloru. W domowym składziku zawsze mam przynajmniej parę butelek i puszek różnych stoutów. Nie tylko odpowiadają mi aromaty i smaki, jakie są z nimi związane, ale jednocześnie przywołują dobre wspomnienia. Widać to zresztą po ilości wpisów na ten temat u mnie na blogu. A jeszcze więcej zaległych recenzji czeka na publikację w stosownym momencie ;)
Aktualnie technika poszła na tyle do przodu i jest dostępna jak nigdy wcześniej, że każdy jest w stanie nakręcić przyzwoity materiał wideo. I tu tkwi idea Guinness Awards – należy nakręcić 60s filmik wykorzystując trzy hasła przewodnie: Pasja, Perfekcja, Wyobraźnia, a następnie zgłosić go poprzez oficjalną apkę konkursu.
Oczywiście skoro jest to konkurs to są też i nagrody. I to całkiem zacne ;)
Wiem, że jesteście mocno kreatywni i dodatkowo siedząc w klimatach piwnych macie przewagę ;) Konkurs trwa do 15 listopada, jest więc jeszcze czas żeby opracować plan i go zrealizować. Sláinte!