czasami można ożreć się płynnych łakoci
Powiem szczerze, że do tego tematu podchodziłem jak pies do jeża. Szczególnie, że do piw miodowych mam stosunek co najmniej ambiwalentny. Pewnie jest to spowodowane tym, że większość jedzie na gównianym aromacie miodowym, który trąci anyżem. Nienawidzę anyżu i nic mnie do niego nigdy już nie przekona.
Nie czarujmy się, JD nie jest whiskey wysokiego sortu, ot doskonały wybór na imprezę. Oczywiście nie twierdzę także, że jest złe. Jest jak najbardziej OK, poza tym to jak z motocyklami Harley-Davidson. Nie kupuje się produktu, tylko całą kulturę, która narosła przez lata wokół. Także w moim barku zawsze będzie miejsce dla buteleczki Jack’a.
Zapach wybitnie miodowy, lekko karmelowy, z wyraźną nutą alkoholową. Nie kojarzy się z burbonem/whiskey. Znacznie bardziej z jakąś miodulą.
Smak: ten alkohol to zło, nie pijcie tego. Nie kupujcie. Serio.
Pierwsza szklanka nie urwała mi rzyci. Przy czwartej zacząłem uważać, że jest doskonały i to najlepsze co ostatnio piłem. W smaku whiskey już się pojawia, ale bardzo delikatnie. Cholernie słodkie, miodowe, miód wychodzi praktycznie każdym porem. Niewątpliwie był tu grany także aromat, nie ma co do tego się oszukiwać. Nie udało mi się uzyskać takiego rezultatu przy pomocy zwykłego JD i miodu. Ale jest przynajmniej dobrego sortu.
Rozgrzewające i wyjątkowo pijalne. Nie widzę sensu mrożenia tego wynalazku.