ale GoPro Studio to po prostu padlina
Uwielbiam GoPro. Już sam pomysł kamerki przeznaczonej głównie do sportu i motoryzacji jest strzałem w dziesiątkę. Proces decyzyjny przy kupnie był bardzo prosty, nawet nie zastanawiałem się za bardzo nad tym, czy kupić bardziej standardową kamerę albo lepszą lustrzankę do nagrywania materiałów. Poza tym możliwość zamontowania jej na Valcu jako onboard była dla mnie ostatecznym argumentem.
I przy wszystkich jej zaletach fakt, że Black 3 podczas pracy całkiem konkretnie grzeje, a długość działania na standardowej baterii jest cokolwiek śmieszna nawet mi nie przeszkadza. Trudno, trzeba nosić ze sobą parę baterii. I tak to zajmuje wszystko tyle co kompaktowy aparat. Nie o tym chcę jednak dzisiaj powiedzieć.
Jest jedna rzecz, która wkurwia mnie do białości – GoPro Studio. W teorii świetny program do szybkiej obróbki materiału i przekonwertowania na format zdatny do dalszej, profesjonalnej edycji. I co najważniejsze – mający uwolnić moce drzemiące w trybie ProTune. W teorii cud, miód, orzeszki i półnagie laski podające drinki z palemką.
W praktyce ta popelina nie chce działać. Już przeżyję fakt, że w XXI wieku Jankesi nie wiedzą, że istnieją różne znaki diaktryczne i program nie ogarnia polskich liter w ścieżce dostępu. I wtedy po prostu nie działa absolutnie nic. Szczęśliwie nie tylko my mamy taki problem, więc w internecie jest sporo wiedzy na ten temat.
Czy to koniec problemów? Skądże. Wszystkie małe pierdolety da się obejść. Poza faktem, że to diabelstwo, pomiot kulawego kodu i wolnej chmury elektronów, nie zamierza eksportować ostatecznego pliku. Nie i już. Niektórym działa, niektórym nie. Pociesza mnie tylko fakt, że na makintoszach również działa całkowicie przypadkowo.
I w ten oto sposób musiałem się nauczyć jak ogarnąć ProTune w porządnym oprogramowaniu od Sony.