Home Piwa Szynkarzu, w moim piwie coś pływa

Szynkarzu, w moim piwie coś pływa

by Michał

to chyba dynia i marketing


Przy okazji premiery Naked Mummy i Dyniamitu wyzłośliwiałem się nad ideą przeniesienia piw dyniowych na polską ziemię. Niestety nie udało mi się porównać wersji beczkowych (z braku piwa AleBrowaru) natomiast jedna szklanka Dyniamitu sprawiła, że do tej pory dostaję szczękościsku i strzela mi szkliwo na samo wspomnienie goździków. Czy wersja beczkowa może różnić się od butelkowej? Trzeba podciągnąć szeleczki, odciążyć portfel i sprawdzić.



AleBrowar Naked Mummy


Etykiety AleBrowaru są zajebiste i zdecydowanie zwracają na siebie uwagę na sklepowej półce. Ta w dodatku świeci, normalnie nowa jakość na polskim rynku, high life i powiew świeżości. Tak szczerze to fajny bajer, trzeba było nad tym trochę pomyśleć. Na kontretykiecie nawet ciekawy tekst reklamujący piwo, może zachęcić do kupna na próbę. Ale czemu kapsel nie jest pomarańczowy?


Piana:
Średnio i drobnopęcherzykowata. Dosyć szybko opada, ale oblepia szkło.


Barwa:
Lekkiej herbaty, wpadająca w bursztynowy. Nieklarowne.


Zapach:
Cynamon, imbir, gałka muszkatołowa. Co ciekawe pachnie jak fermentowane szczepem T-58, tak jednak nie jest. Tylko czemu w takim razie czuję jałowiec?


Smak:
Wysycenie spore,  przyjemnie pracuje na języku. Mniejsze w takim piwie by się nie sprawdziło. W smaku piwo jest ukierunkowane na goryczkę, jest również lekka słodycz, która ją równoważy. Nawet zbalansowane. Goryczka pozostaje,  nie jest natomiast męcząca. Czuć imbir i cynamon, gdzieś tam w tle, przy dużej dozie samozaparcia, majaczy również dynia.

Całkiem pijalne piwo, które nie męczy. Wypiłem już kilka butelek i jako „jedno piwo na wieczór przed snem” daje radę. Nie oszukujmy się jednak, jest to bardziej piwo przyprawowe niż dyniowe.

Przy okazji czajcie bajer:




Pinta Dyniamit

Przyjemniejszy papier etykietowy, tekst reklamowy z tyłu mniej ostry niż w przypadku konkurencji, ale też daje radę. No i srogie lokowanie marek.


Piana:
Początkowo bujniejsza niż u Naked Mummy, ale szybciej opada.


Barwa:
Trochę jaśniejsze, bardziej miodowe. W sumie można powiedzieć, że dyniowa.


Zapach:
Festiwal goździków, fenoli i diacetylu. Ten ostatni jest niestety ostatnimi czasy przypadłością piw Pinty, tutaj jednak nie przeszkadza. Co więcej, równoważy moc przyprawowych fenoli. Zapach kojarzy się dosyć słodko. I jest znacznie, ale to znacznie przyjemniejszy niż w wersji beczkowej. Nie jest już konieczna rekomendacja Polskiego Związku Stomatologicznego.


Smak:
Totalne zaskoczenie. Wersja beczkowa była nędzna, nie wszyscy byli w stanie skończyć jedną szklankę. Tutaj owszem jest goździk, też dominuje w profilu smakowym, ale nie przeszkadza. Piwo jest bardzo słodowe i słodkie, z akuratnym wysyceniem. Finisz jest krótki i nie męczy, nie oblepia paszczy tak dentystycznie jak beczka. Mniej jest przypraw niż w Nagiej Mumii.

Muszę przyznać, że jest naprawdę pijalne, w dodatku bliżej mojego wyobrażenia piwa dyniowego (bo słodkie). Aczkolwiek dynia to tutaj też jakoś nieszczególnie wyczuwalna.
W zasadzie oba piwa mają więcej różnic nic punktów wspólnych. Pinta jest słodka, AleBrowar wytrawny. Jedno i drugie jest pijalne i ciekawe. Pinta zdecydowanie zaś zatarła pierwsze, parszywe wrażenie wersją butelkową. Czy warto sypnąć groszem i spróbować? Tak.

Może Ci się również spodobać

Cześć! Moja strona używa ciasteczek w celu bezproblemowego jej działania. Podejrzewam, że nie jest to dla Ciebie problemem, natomiast w każdej chwili możesz je wyłączyć z poziomu przeglądarki. Akceptuję Więcej informacji