Home Foodpairing Piwny Foodpairing – Spezial Ungespundet

Piwny Foodpairing – Spezial Ungespundet

by Michał

Plus gościnnie Mönchsambacher (bo warto) ;)

Odwieczne pytanie: czy lepsza wędzonka rodem z Bambergu jest ze Schlenkerli czy może jednak ze Speziala? Osobiście bym się skłaniał delikatnie ku Spezialowi – jego profil wędzenia jest dużo bardziej zniuansowany, wielowymiarowy. Schlenkerla jest prostym strzałem, ma być wędzone to jest. Przy czym nie zrozumcie mnie tutaj źle, oba browary uwielbiam. To jest wybór analogiczny do tego czy wolimy aktualnie się napić Ardbega czy może jednak jest pora na Bowmore.

Dzisiaj natomiast zajmiemy się Spezialem, który akurat wędzony nie jest. I w przeciwieństwie do Hellesa ze Schlenkerli nuty wędzone nie przewijają się w nim „przez zasiedzenie”. W zasadzie nasz mózg cały czas się stara ich doszukiwać, ale to już bardziej kwestia autosugestii.

Materiał powstał we współpracy z FAM.

Pierwsze wzmianki o browarze sięgają 1536 roku, a więc raptem dwie dekady po bawarskim prawie czystości piwa. Niewątpliwie jest to imponujące. Z kolei browar znajduje się w rękach rodziny Merz od 1898 roku. Jak zatem przedstawia się niewędzonka?

Spezial Ungespundetes

Tutaj mamy całe 5,0% zawartości alkoholu. Znowu sesyjnie.

Wygląd: Piana śnieżnobiała, zbudowana z drobnych pęcherzyków, dość trwała, wolno opada do koronki znacząc szkło. Barwa piwa – jasne złoto, wyraźnie opalizujące. Podoba mi się to podejście, że niefiltrowane nie oznacza błota, tylko właśnie przymglenie piwa. Apetyczne.

Aromat: Solidna słodowość pierwsza atakuje opuszkę węchową: jasne nuty zbożowe, świeże ziarno, białe pieczywo. W tle delikatny, ziołowy chmiel. Profil czysty, bez wad.

Smak: Średnio-wysoka pełnia, średnio-niskie wysycenie. Pierwszy akord słodowy, we wszystkich jasnych aspektach tego spektrum. Pojawia się też trochę jasnego karmelu. W drugim interesująca rzecz – wyraźnie wyczuwalne są wytrawne posmaki wynikające z reakcji Maillarda podczas zacierania/warzenia. Finisz ziołowo-przyprawkowy, mimo słodowości zdecydowanie po wytrawnej stronie, goryczka o średniej intensywności, elegancko wpleciona w profil.

Kolejne piwo, którego kufel znika w kilku łykach.

Tutaj foodpairing musiał być równie tradycyjny, aczkolwiek dodałem trochę swojego sznytu w kwestii serowej. W lodówce zawsze mam około 10 różnych odmian sera, co poradzić.

Moje pierwsze spotkanie z lanym Spezialem w Bambergu było takie, że dojechałem do hotelu w porze między obiadem a kolacją. No to ok, dziabniemy coś małego a na kolację tatarek w Schlenkerli. Tutaj musicie wiedzieć, że tamtejszy tatar to 400g samego mięsa plus dodatki. Patrzę zatem w knajpie co tam mamy w przystawkach – o proszę, obazta. Nada się. Tak, nadało się. Tylko nie wziąłem pod uwagę, że przystawka w tej formie to będzie góra kulek z pasty serowej podawana z pajdami chleba ciętymi chyba przez długość bochenka, bo raczej na pewno nie przez szerokość. Jedzenia się nie wyrzuca, więc już dość mocno nażarty wyruszyłem na spacer fotograficzny po Bambargu. I wiecie co? Przez ponad 2 godziny chodzenia nie uklepało się tak bardzo jak bym sobie tego życzył. Dość powiedzieć, że wieczór po konsumpcji tatara (nienawidzę zmieniać planów) był jednym z bodajże 3 przypadków w moim życiu kiedy się naprawdę głupio przeżarłem.

Najwyraźniej jestem specyficzny, bo pairing miał być sycący pod korek. Z gatunku jemy bo tak pyszne, mimo że już zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy przestać.

Wybrałem tutaj spätzle, czyli po naszemu szpecle. Ot kluski kładzione. Ale w wersji extra kalorycznej. Na masło trafiły pokrojone w kostkę wędzony boczek i słodka cebula. Następnie na patelnię dodałem ugotowane kluski ze szklanką wody z gotowania, trzy różne sery starte dość drobno (pecorino romano, cheddar i provolone). Chwila moment i gotowe. Przekładamy do miski, dekorujemy pieprzem, prażoną cebulką i siekanym szczypiorkiem. Danie szybkie, sycące i zdecydowanie knajpiane.

Jak zatem spisało się takie połączenie?

Znowu – jest mnóstwo „smaku w smaku”. Klimaty mączne, serowe, pieprzne, lekko słodkie, zdecydowanie umami i tłuste, a nawet lekko ziołowe dzięki szczypiorkowi. Masło też zrobiło swoje. When in doubt – add butter. Całość doskonale komponuje się zarówno ze słodową pełnią piwa, jak i podbija nuty chmielowe i goryczkę. Z kolei piwo idealnie spłukuje kolejne kęsy szpecli. Comfort food pełną gębą. Coś czuję, że szpecle zagoszczą u mnie w menu na równi z carbonarą.


Daniel i Szymon przekazali mi jeszcze dwa piwa z Brauerei Zehendner, a że zobaczyłem je na liście piw na stronie Warszawskiego Festiwalu Piwa to szkoda by było ich nie opisać. Będziecie mogli porównać swoje odczucia z moimi ;) Poza tym ponoć miasteczko nie ma nawet 100 ludzi, a browar funkcjonuje tam od 1808 roku.

Mönchsambacher Lagerbier – 5,5%

Wygląd: Piana śnieżnobiała, zbudowana z drobnych pęcherzyków i średnio bujna. Opada do koronki. Barwa piwa – jasne złoto, wyraźnie zamglone.

Aromat: Mocno słodowe – białe pieczywo, herbatniki, przypieczona skórka chleba. Lekkie aromaty drożdżowe – miękisz białego pieczywa. Chmiel mało intensywny, ale wyczuwalny. Tradycyjnie klimaty ziołowo-przyprawkowe.

Smak: Średnia pełnia, średnio-niskie wysycenie. Pierwszy akord słodowy, gra tymi samymi nutami co w aromacie. W drugim kontynuacja słodowości, pojawiają się lekkie nuty ziołowe. Finisz ziołowy, wyraźnie goryczkowy, doskonale balansuje profil.

Kolejne piwo o pięknej pijalności.

Mönchsambacher Export – 5,2%

Wygląd: Piana bujna, zbudowana z drobnych pęcherzyków, śnieżnobiała, trwała. Barwa – głębokie złoto, wyraźnie przymglone.

Aromat: Dzieli ten sam core z wersją podstawową, ciężko aby nie. Po raz kolejny przede wszystkim klimaty słodowe, aczkolwiek również mamy wyczuwalne delikatne nuty szlachetnych odmian chmielu.

Smak: Średnie wysycenie, średnia pełnia. W smaku mamy bardzo przyjemny balans słodowo-chmielowy. Pierwszy akord o delikatnie ciemniejszym wydźwięku niż przy Lagerze – nuty biszkoptowe, herbatnikowe. W drugim kontynuacja słodowości. Finisz ziołowy, wytrawny, z dość niską ziołową goryczką.

Zbalansowane, pijalne i zwyczajnie przyjemne piwo.

Tym oto wpisem wieńczę aktualny cykl o tradycyjnych piwach frankońskich. Wbijajcie na Warszawski Festiwal Piwa, wpadajcie na stoisko FAM. i jak tylko spotkacie mnie gdzieś na terenie stadionu to dajcie znać czy podzielacie moje uwielbienie do klasycznych piw :)


Może Ci się również spodobać

Cześć! Moja strona używa ciasteczek w celu bezproblemowego jej działania. Podejrzewam, że nie jest to dla Ciebie problemem, natomiast w każdej chwili możesz je wyłączyć z poziomu przeglądarki. Akceptuję Więcej informacji