Home Piwo Wypij i zniszcz

Wypij i zniszcz

by Michał

czy raczej poklep po plecach i powiedz, że nic się nie stało?

Jednym z punktów konferencji Piwny Blog Day 1.0 była dyskusja na temat aktualnego stanu piwnej blogosfery oraz scenariuszy rozwoju. Dyskusja poruszyła bardzo ciekawy, według mnie, aspekt: recenzje piwa oraz tego czy bloger powinien być obiektywny czy subiektywny.

Pójdę pewnie po bandzie, ale uważam, że bloger obiektywny to bloger bez własnej opinii. Nie po to przeznaczam czas na pisanie, żeby starać się wszystkim dogodzić. Nie jest to też konkurs piw, czy to domowych czy rzemieślniczych, żeby ocena była maksymalnie obiektywna, w ramach kanonu, koszerna, halal i dodatkowo wystawiana we francuskim Sèvres. I dotyczy to nie tylko piwa, ale wszystkiego co można zrecenzować.


 Bloger autentyczny to bloger subiektywny.



Mamy prawo do własnej opinii i tej opinii publikacji. Wiadomo, że będziemy się między sobą „pięknie różnić” i to co dla jednego blogera będzie ideałem stylu inny bloger zjedzie bez litości i pardonu. Nie czuję się zobligowany do przejechania stalowym walcem, niczym husaria pod Wiedniem, po każdym możliwym piwie koncernowym, a jednocześnie do głaskania po główce piw wyprodukowanych przez browary regionalne, kontraktowe czy kto tam jeszcze poczuje zew. Biznes jest biznes, jeżeli za piwo płacę żywą gotówką to piwo ma dwa wyjścia, albo być dobre albo nie. A proweniencja już mnie nie interesuje.

Podniesiony został argument różnic między winiarzami a piwoszami. Winiarze jakoby nawet, jeżeli wino jest mocno średnie znajdują pozytywne aspekty danego trunku. Piwosze z kolei mają tendencję do nalotów dywanowych na recenzowane piwo. Jasne, można robić recenzję w białych rękawiczkach. W końcu piwo może mieć np. ładną etykietkę czy butelkę. Albo pani w sklepie była wyjątkowej urody.


 Zjarałem obiad, szczęście, że nie dom.



Prawda natomiast jest taka, że nasz rynek wciąż raczkuje. Wykorzystują to producenci, którzy czasami bez żadnej żenady sprzedają piwo, do którego butelki powinna zostać dołączona torebeczka ze śliną osoby odpowiedzialnej za wypuszczenie tego pomiotu. Ot tak, żeby konsument mógł sobie wetrzeć ją w twarz i mieć pełnię przewidzianych doznań. Czy wtedy należy dostrzegać ewentualne pozytywne aspekty danego produktu?

Jeżeli piwo jest ewidentnie spieprzone, zakażone, niepijalne to co niby mamy zrobić? Udać, że to przykry bąk w towarzystwie i przemilczeć? Ja tam wklepię kody autoryzacyjne i rozpocznę nalot napalmem. Nie uważam, żeby garstka blogerów mogła zepsuć rynek przez to, że zniszczyli jakieś piwo. Natomiast zdecydowanie może psuć rynek to, że ktoś natnie się na takiego knota i stwierdzi „E, zostaję przy Tatrze. Te piwa z małych browarów to nie da się pić.”.

W dobie Internetu, wklepanie nazwy w wujka Google to chwila. Znalezienie blogów, które mogły zrecenzować dane piwo kolejna chwila. Jeżeli wyjdzie, że bloger miał podobne zdanie co przypadkowy konsument to może pomyśleć „Ja to piwo wylałem do zlewu. Gość je polał benzyną, spalił a ziemię posypał solą.”

I może zacząć czytać bloga. Z którego dowie się o innych, znacznie ciekawszych piwach, knajpach, inicjatywach. Myślę, że warto spalić na ołtarzu piwnego oświecenia marne piwa w imię większego dobra.

Ale może po prostu jestem wredne bydlę.

Może Ci się również spodobać

Cześć! Moja strona używa ciasteczek w celu bezproblemowego jej działania. Podejrzewam, że nie jest to dla Ciebie problemem, natomiast w każdej chwili możesz je wyłączyć z poziomu przeglądarki. Akceptuję Więcej informacji